Rozdział I - Zakład

Na początku chciałabym tylko napomknąć, że większość tekstu to przemyślenia Harry'ego lub Lou, a nie przemyślenia narratora. Człowiek jest omylny, ale narrator nie człowiek, więc się nie myli, pamiętajcie o tym, czytając.
_______________________________________________
Harry zrozumiał, że rozmowa, mimo, że nawet jeszcze dobrze się nie zaczęła, już się skończyła. Wstał więc, zgarnął po drodze plecak i wszedł po schodach na drugie piętro, gdzie znajdował się jego pokój. Cały dom urządzony był w dobrym stylu. Niepodzielnie królowało drewno, które ocieplały poustawiane w strategicznych miejscach lampy, drogie obrazy i dywany w ciepłych kolorach. Willę urządziła jeszcze Anne, Des zrobiłby to na pewno dużo bardziej nowocześnie, ale pozwolił, aby dom miał odrobinę kobiecego ciepła. Pokój Harry'ego był głównie w kolorze ultramaryny (ścianka działowa, pufy, pościel) i intensywnego beżu (ściany, meble).
Chłopak rzucił się twarzą na łóżko i został w tej pozycji przez kilka minut. Kolejny nic nie znaczący dzień, kolejne słabe oceny z tego durnego przedmiotu zwanego chemią, kolejne godziny zmarnowane na siedzeniu na tyłku i patrzeniu przed siebie z twarzą bez wyrazu. Nauczyciele byli nie mniej zdziwieni niż on, gdy pojawiał się każdego dnia w szkole, co nie miało kompletnego sensu, skoro i tak ożywiał się tylko na zajęciach artystycznych i czasami na języku angielskim. Harry nigdy z nikim nie rozmawiał, a jeśli już to odpowiadał lakonicznie i nigdy nie zadawał pytań. Zawsze był szczery do bólu, mało kto powiedziałby koledze z klasy prosto w twarz, że nie chce z nim rozmawiać, bo jest nudny i swoją rozmową nie ma nic do zaoferowania. Nauczyciele przyzwyczaili się do jego zachowania już dawno, nawet szkolny psycholog przestał go od czasu do czasu zapraszać na bardzo przyjacielskie rozmowy, na których Harry musiał wypełniać testy. Po takich pięciu chłopak miał już serdecznie dosyć, o czym w dosyć typowy dla niego sposób poinformował (wyszedł w połowie zdania psychologa), a ustalony został tylko jego profil psychologiczny.
Harry z ciężkim westchnięciem podniósł się z łóżka i ciężko szurając stopami po podłodze podszedł do biurka. Odpalił laptopa i przecierając twarz sprawdził pocztę. Spam... spam... jakaś wiadomość od Gemmy... spam... spam... spam... wiadomość od Zayna... spam... spam... Chwila moment. Zayn do niego napisał. Po tygodniu nieodbierania telefonów i nieodpisywania na wiadomości napisał do niego jego najlepszy (i jedyny, ale po co zagłębiać się w niewiele znaczące szczegóły) przyjaciel. Bogu niech będą dzięki, nareszcie.
Harry kliknął na wiadomość i szybko przeleciał wzrokiem po zdaniach.
Zayn. Przeprowadza się. Do Londynu. Nie. To nie jest prawda. To byłoby zbyt piękne. Harry szybko podbiegł do plecaka, wygrzebał z niego telefon i wystukał numer przyjaciela, który odebrał po kilku sygnałach.
-O, cześć Harry, przeczytałeś wiadomość?
-Tak.
-Cieszysz się?
-A mam powody?
-Myślałem, że ucieszysz się, że się spotkamy. I będziemy chodzili razem do szkoły. Myślałem, że chciałbyś mnie zobaczyć na żywo.
-Tak, ale... Nie żartujesz idioto?
-Nie, głupku.
-I przyjmą cię tak w środku roku szkolnego?
-Już przyjęli - odpowiedział Zayn nie potrafiąc ukryć ekscytacji.
-Serio? A myślałem, że ta Kirkland robi wszystko, żeby mi było źle w tej głupiej szkole. A tu proszę, niespodzianka, nareszcie udało jej się podjąć dobrą decyzję.
-Dlaczego jesteś taki wkurzony? Coś się stało?
-Nie jestem wkurzony.
-Wcale.
-Nie wyspałem się, to wszystko.
-Rozumiem. Ale cieszysz się, że się nareszcie spotkamy?
-Jasne - Harry uśmiechnął się blado.
-No i w końcu poznam tego twojego kochasia.
-Zamknij się.
-Wiesz, że cię kocham.
-Pa.

***

-Naprawdę, nie możesz ukrywać się przed nią całymi dniami - cmoknął z niezadowoleniem Niall wchodząc razem z Liamem i Louisem do pokoju tego drugiego.
-Mogę - odpowiedział Louis siadając w jednym z foteli.
-Nie możesz, chodzicie przecież do tej samej klasy - stwierdził Liam.
-Trafna uwaga Sherlock'u, ale ja jednak spróbuję.
-Mógłbyś po prostu z nią zerwać.
-Żeby mi łeb urwała? Ona trenuje ka-ra-te - powiedział Tomlinson stawiając nacisk na ostatnie słowo.
-A jak będziesz jej unikał, to na pewno nie zareaguje agresją. Nie wygląda na taką, co by cię mogła pobić.
-Ted Bundy* też nie wyglądał na mordercę. Moim zdaniem miał całkiem przyjemną twarz. A tu proszę.
-Tak, ale Ted Bundy to nie dziewczyna.
-Ładne dziewczyny też zabijają, chcesz przykłady?
-Dobra, dobra, odeszliśmy od tematu.
-Właśnie. Więc dlaczego już jej nie kochasz? - spytał Niall kładąc się na łóżku.
-A czy ja powiedziałem, że jej nie kocham? Chcę mieć tylko trochę przestrzeni dla siebie.
-Trzeba jej przyznać, że potrafi być zaborcza - przyznał Liam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
-Powiedz jej, że potrzebujesz przerwy.
Louis popatrzył na Irlandczyka tak, jakby stracił cierpliwość i miał ochotę go uderzyć.
-Dobra - blondyn podniósł do góry ręce w geście kapitulacji. - Więc może daj jej do zrozumienia, że potrzebujesz przerwy?
-Niall, bo stracę cierpliwość.
-Dobra już dobra. Więc czego oczekujesz?
-To chyba proste. Chcę się od niej odsunąć i nie stracić przy tym żadnej części ciała.
-A po co się od niej od razu odsuwać?
-Bo mam jej dość?
-Ugh. Nagadaj jej jakichś bzdur o tym, jaką to wy nie jesteście świetną parą, a na boku się z kimś prześpij, od razu ci się poprawi humor.
-Co? - wydusił z siebie Louis, kiedy Liam po prostu się śmiał.
-Mi seks pomaga na poprawę humoru.
-Może dlatego, że jesteś w świetnym związku z człowiekiem, którego nie znamy?
-Kiedyś poznacie.
-Niall... to nie jest dobry pomysł. Gdyby się dowiedziała...
-Daj spokój, ona ci we wszystko uwierzy. Wmówiłbyś jej, że żyrafy tak na prawdę nie istnieją, gdybyś chciał.
-Niall, to fatalny pomysł.
-Wcale nie - stwierdził Liam. - Tak dawno nie byłeś na randce... Przyda ci się. Może mały zakładzik?
-Jaki ,,zakładzik''? - spytał Tomlinson patrząc na przyjaciela sceptycznym wzrokiem.
-Założę się, że nie uwiedziesz żadnego chłopaka w miesiąc.
-Dlaczego chłopaka?
-Nie zalewaj, wiemy, że wolisz seks z chłopakami.
-Dobra, możemy się założyć. Tylko o co?
-Przegrany wskoczy nago do basenu Kirkland - uśmiechnął się Niall, na co reszta parsknęła śmiechem.
-Zgoda - powiedział Louis łapiąc Liam'a za rękę. - Niall, przetnij.
Blondyn zwlekł się z łóżka i jednym ruchem przeciął złączone dłonie.
-To kogo mam uwieść?
-Co powiesz na naszego słodkiego samotnika - spytał Liam.
-Kogo? Johna?
-Wiesz o kim mówię idioto.
-Nie, na prawdę nie.
-Wiemy, że ci się podoba.
-Kto do cholery?
-No przecież twój słodki aniołek z lokami.
-Liam, jak Boga kocham zaraz cię uderzę.
-Nie wiem czemu, doskonale wiesz o kim mówię. Ciesz się, że kogoś ładnego ci wybrałem.
-Ale... Aa. Harry. Cudnie. Dobra, nie jest źle. Ale jak mam to zrobić? On mnie nienawidzi.
-To już nie nasza sprawa - stwierdził Niall zgarniając z podłogi plecak i kierując się do drzwi. Po chwili dołączył do niego Liam.
-Zacznij od słodkiego uśmiechu, a potem samo jakoś pójdzie. On jest biseksualny, tak jak ty, więc zawsze to jakieś ułatwienie.

_______________________________________________

*Ted Bundy to słynny amerykański morderca, zabił ponad trzydzieści kobiet w dosyć krótkim czasie

Prolog

-Cześć tato - krzyknął Harry wchodząc do holu i rzucając swój plecak pod ścianę. Przeszedł do salonu, gdzie jego ojciec siedział na kanapie i trzymał w dłoni skręta.
-Witaj, jak było w szkole? - spytał mężczyzna obracając się lekko, aby zobaczyć swojego syna.
-A jak miało być?
-Nie wiem. Po prostu uznałem, że dobrze byłoby o to zapytać. Myślę, że to powinno mnie interesować jako, że jesteś moim synem.
Harry prychnął osuwając się na fotel obity stylową czarną skórą. Może i w rodzinie Styles'ów wypalało się dużo skrętów, a strzykawki w zlewie były na porządku dziennym. Może i wszyscy, którzy spotykali Harry'ego bądź jego ojca na ulicy nie żywili do nich szczególnej sympatii. Może i mieli rację uważając Desa za okropną głowę rodziny, która w dodatku doprowadziła do tego, że syn popadł w nałóg; ale co z tego, skoro byli bogaci? Co z tego, skoro mogli sobie pozwolić na organizowanie głośnych imprez w ich willi? Mieli w końcu nieprzyzwoicie dużą sumę na koncie, a Des wciąż wielu fanów. Może nie tak oddanych, jak w czasach świetności jego rockowego zespołu, ale nadal fanów. Po tylu latach koncertowania, picia, ćpania i imprezowania Des niewiele się zmienił. Skrócił sobie jedynie odrobinę posiwiałe lekko włosy i na jego twarzy pojawiło się trochę zmarszczek. No i zaczął być bardziej smutny po śmierci swojej żony, ale cała rodzina głęboko przeżyła to samobójstwo. I nie tylko rodzina, ale dosyć pokaźna część wysp brytyjskich. Anne nie miała żadnych powodów, aby się zabić, a mimo to po prostu połknęła cyjanek zostawiając ośmioletniego synka i jedenastoletnią córeczkę samych z dosyć - powiedzmy to sobie szczerze - nieodpowiedzialnym ojcem. Dlaczego? Wiele osób próbowało to ustalić, było na ten temat mnóstwo domysłów, niektórzy podejrzewali nawet, że nie było to samobójstwo, ale, że to Des ją zabił, ponieważ Anne miała do niego żal, że dużo pije. Rzeczywistość była zupełnie inna, mężczyzna zawsze kochał swoją żonę i dzieci. Może nie okazywał tego Gemmie i Harry'emu, ale na prawdę ich kochał. Po śmierci Anne wpadł w depresję, z której próbował wyjść zabawiając się narkotykami w ukryciu przed synem i córką. Kiedy mu się to nieudało, przestał się z tym ukrywać. Na porządku dziennym stało się jego siedzenie na kanapie ze skrętem i szklanką z whisky w ręku, a jego dzieci musiały na to patrzeć. Dorastały chodząc do normalnych szkół, dla zwyczajnych nastolatków. Gemma, kiedy tylko miała okazję chodziła do koleżanek nie chcąc przebywać w pobliżu Desa, aż w końcu, gdy osiągnęła pełnoletniość wyprowadziła się.
Odwrotnie było z Harry'm. On zawsze lgnął do ojca, chciał przebywać z nim jak najwięcej, chciał, aby tata chwalił jego umiejętności wokalne, chciał, by Des grał z nim w piłkę, aby chodzili na pikniki i spędzali razem czas. Jak ojciec z synem. Co na to głowa rodziny? Głowa rodziny chwaliła chłopca, ale nie wychodziła na dwór, na słońce i gorąc, bo po co, skoro można posiedzieć w zacienionym salonie z klimatyzacją i mieć przynoszone przez służącą zimne drinki, kiedy tylko się chce? A więc Harry wychowywał się w towarzystwie ojca alkoholika, z dala od dzieci, z dala od placu zabaw i słońca. Des wychował go na odludka z niezdrowo bladą twarzą, który, owszem mógł się zaprzyjaźnić z kimkolwiek zechciał, ale po co? Miał ojca, miał książki, muzykę i dragi. Miał bloga, na którym opisywał swoje życie i miał swój własny świat. A światem tym był Louis Tomlinson - heteroseksualny chłopak, który na pewno nie spojrzałby na syna Tego rockmana. Nie w sposób, w który chciałby Harry. No i jego świat miał dziewczynę. Dziewczynę, z którą całował się na każdej przerwie. Dziewczynę, którą najprawdopodobniej kochał. Dziewczynę, która prawdopodobnie już dawno by zginęła, gdyby nie jeden mały fakcik. Jego świat ją kochał, więc on nie mógł jej skrzywdzić. Do czasu.

_________________________________________________________
A więc jest prolog :). Mam nadzieję, że się wam spodobał, wyszedł bądź co bądź dosyć krótki, ale to dopiero początek, obiecuję, że z czasem będzie dłużej. Jeśli chciałby ktoś być informowany, to proszę pisać, a z przyjemnością będę powiadamiała o kolejnych rozdziałach.