Rozdział X - Eleanor cię zdradza

Przepraszam, ale miałam problemy rodzinne i cierpiałam na brak weny. Poza tym nie mogłam się zdyscyplinować, bo nie było zbyt wielu komentarzy. Przepraszam. Rozdział jest odrobinę nudny, ale proszę, przebrnijcie przez to i napiszcie mi COKOLWIEK o tym fanfiction. Poza tym jest pewna scena, która miała się pojawić już w tamtym rozdziale, ale stale ją przekładam. Na pewno pojawi się w kolejnym, obiecuję.
________________________
Zbiegli szybko po schodach, Louis ciągnąc Harry'ego za nadgarstek, i gwałtownie wypadli na ulicę. 
-Czy zdajesz sobie sprawę, że kluby jeszcze nie są otwarte, bo jest południe? - spytał zielonooki. - Gdzie ty się tak spieszysz? 
-Chcę być po prostu jak najdalej stąd. 
-Co nie zmienia faktu, że nie upijesz się przez kolejne dziewięć godzin. Lub coś koło tego - odpowiedział ze spokojem idąc trochę za szatynem, który nadal szedł zbyt szybko jak na normalnego nastolatka przechadzającego się ulicami Londynu.
-Po prostu idź, okay? - Tomlinson miał trochę załamany głos i nieświadomie kierował się w stronę domu Stylesa. Reszta marszu oraz jazda metrem upłynęła im w niezręcznej ciszy. Dopiero pod drzwiami willi nastolatek wybuchnął.
-Jak mogłeś z nim spać?! - krzyknął tak, jakby tylko to dręczyło go, odkąd przyłapał Jay i Grimshawa na czymś, co zdecydowanie nie było tradycyjną, miłą brytyjską herbatką w południe przy ciastkach zbożowych.
Harry wzruszył tylko ramionami przekraczając próg. Skierował się w stronę salonu, gdzie dojrzał kompletnie nieprzytomnego Desa. Uśmiechnął się na ten widok. Czyli nie będzie jednak zmuszony wciskać mu alkoholu przeplatany z dragami. To świetnie. Wrócił do Louisa i razem weszli po schodach. Zielonooki odezwał się dopiero w pokoju, gdzie usiadł na biurku machając nogami jak siedmioletnia dziewczynka.
-Dlaczego miałem tego nie robić? - odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
-Ale... z nim?!
-Będziesz może teraz mnie obwiniał za to, że twoja matka przespała się z moim byłym? - Harry zaśmiał się gorzko kładąc na kolanach laptopa, którego natychmiast odpalił z zamiarem przejrzenia poczty.
-Nie, ale... No Boże, dlaczego?! - Louis wyraźnie nie potrafił pojąć toku rozumowania swojego nowego przyjaciela.
-Dlaczego ja z nim spałem, czy dlaczego ona z nim spała?
-To drugie - odpowiedział. Przez całą rozmowę chodził nerwowo po pokoju stawiając długie kroki i gwałtownie gestykulując.
-Aha - odpowiedział brunet z poważną miną, chociaż bardzo chciał się zaśmiać. Gdy zobaczył, że nie dostał żadnych wiadomości oprócz spamu, odłożył przedmiot na bok. - Przecież nie wiedziałem, że okaże się gejem pieprzącym kobiety mające dzieci i będące w związku małżeńskim - urwał. Louis nie odpowiedział, więc po chwili dodał jeszcze: - Poza tym zerwaliśmy dawno temu.
Zapanowała napięta cisza, którą odważył się przerwać Styles, gdy milczenie zaczęło być naprawdę uciążliwe.
-Przyjemność sprawia ci takie łażenie w kółko?
-Zamknij się - odpowiedział, ale posłusznie usiadł na łóżku zakrywając oczy pięściami.
-Nie załamuj się - uśmiechnął się brunet.
-Jak mam się nie załamywać, kurwa? Moja matka zdradziła mojego pięćdziesiątego kurwa ojczyma. Może mój ojciec od niej odszedł, bo go zdradziła? Chociaż nie, on był pojebany. I to ona od niego odeszła. Nie dziwię jej się - przerwał na chwilę swój monolog. - Poza tym ja się nie załamuję, tylko jestem w lekkim szoku.
-Tak, tak. Uhm - Harry pokiwał głową z powątpiewaniem.
-Co ja mam teraz zrobić?
-No nie wiem, dobrze by było, gdybyś zaczął od jakichś pigułek na uspokojenie.
-Ja przecież jestem spokojny - odpowiedział, a brunet wstał kierując się do przylegającej do jego pokoju łazienki. Otworzył apteczkę i wyszukał w niej pudełko odpowiednich leków, po czym wrócił do Louisa.
-Nie wezmę tego - szatyn powiedział stanowczym głosem, gdy uniósł wzrok omiatając sylwetkę chłopaka przed sobą.
-Albo to połkniesz po dobroci, albo ci to wepchnę do gardła. Na sucho - powiedział Styles przybierając poważną minę i starał się, aby jego spojrzenie jak najbardziej przypominało stalowy pręt*. - Tak, że jak nie będziesz mógł połknąć będę popychał palcem.
-Okay - poddał się z głosem nasączonym rezygnacją i czymś jakby zażenowaniem, po czym wziął od Harry'ego tabletki i połknął je bez popijania.
-Lubisz się popisywać? - zielonooki uniósł brew.
-Oczywiście.
-Myślę, że powinniście porozmawiać.
-Kto?
-Ty i twoja mama.
-O czym?
-O wazach z dynastii Ming, chociaż sądzę, że odpowiedniejszym tematem byłoby to, co Kleopatra zwykła jeść na śniadanie.
-Nie mogłeś się powstrzymać, co?
-Nie. No więc porozmawiacie? - zielonooki spytał proszącym głosem.
-Nie mam z nią o czym rozmawiać. Nie chcę jej znać.

***
Louis właśnie prosił o trzeci kufel piwa, a Harry miał spore wątpliwości co do tego, czy jest to odpowiedzialna decyzja. Znajdowali się w jednym z Londyńskich klubów dla gejów, który wybrał szatyn. Była to dziwna decyzja, zważając na to, że Styles nadal nic nie wiedział o jego seksualności, ale zgodził się bez wahania, gdyż w takich miejscach czuł się po prostu lepiej. Przynajmniej nie musiał tłumaczyć każdej podrywającej go dziewczynie, że zwyczajnie nie jest nią zainteresowany. Dużym ułatwieniem byłoby założenia koszulki z napisem ,,Jestem homo", albo przyklejenie sobie karteczki z tymi słowami na czole, ale nie był aż tak poirytowany tymi wszystkimi kobiecymi spojrzeniami, by to robić. W tym klubie wyłapywał raczej spojrzenia męskie, ale one były lepsze, bo może jakiś chłopak okaże się odpowiedni, i pozwoli mu się odkochać?
Tymczasem teraz Louis wpatrywał się tępo w jego twarz, jakby był obrazem pod tytułem ,,Adam w raju" i plótł jakieś głupoty niemające żadnego znaczenia (,,Lubisz kucyki Pony, Harry? Myślę, że te tatuaże na ich tyłkach są nieco perwersyjne. I te ich różowe grzywy, po prostu kicz. Nie to, co Kubuś Puchatek."), gdy Harry wolno sączył swoje martini słuchając go jednym uchem i wypuszczając drugim, ponieważ uważne przysłuchiwanie się tym bzdetom mogłoby zaowocować bólem głowy.
-Nie mogę uwierzyć, że tak szybko się upiłeś. Aż mi cię szkoda, naprawdę.
-A mi szkoda Eleanor - odpowiedział głosem pijaczka spod sklepu. - Myśli, że nie wie, że mnie zdradza - prychnął, a Harry'ego po prostu wryło w ziemię, czy podłogę, jak kto woli. Nie mógł uwierzyć, że chciał szantażować Calder i Peazer czymś, o czym Tomlinson doskonale wiedział.
-J-jak to? - spytał drżącym głosem.
-Przyłapałem je na jakiejś imprezie, jak się całowały. Myślały, że się świetnie ukryły w jakiejś niszy na tarasie. Błąd - czknął gestykulując.
-Czemu im o tym nie powiedziałeś? Czemu z nią nie zerwiesz? - nastolatek nadal był w lekkim szoku. Zdecydował się zamówić coś mocniejszego, by skupić myśli (co w rzeczywistości pewnie da efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego, ale nie za bardzo się nad tym zastanawiał w tamtej chwili) więc rzucił krótkie ,,szkocką" w stronę kelnera z powrotem całą uwagę kierując na zataczającego się lekko na stołku barowym przyjaciela.
-Bo nie mam nikogo - zmrużył oczy pociągając z kufla. - Nikogo! - wykrzyknął, po czym zamachnął ręką do tyłu dla podkreślenia swoich słów. Trafił w parę całujących się brunetów, którym powiedział nieprzytomne ,,przyprszm" i odwrócił się w stronę zielonookiego.
-Masz mnie - uśmiechnął się delikatnie chłopak, po czym niepewnie poklepał szatyna po kolanie.
-Tak - położył mu rękę na ramieniu zmniejszając odległość. Wyglądał, jakby tłumaczył komuś wyjątkowo niepojętnemu, że dwa razy dwa jest cztery. - I mam też całkowitą pewność, że jak dowiesz się, co chcę ci zrobić mnie zostawisz - odwrócił się do baru robiąc nieokreślony ruch ręką, by poprosić o kolejne piwo. - Swoją drogą nie dziwię ci się - dodał, a Harry zmarszczył brwi. Tyle rewelacji na dzień to trochę za dużo. I o co w ogóle mu chodziło? Dlaczego chciał go skrzywdzić?
-O czym ty mówisz - spytał, ale tym razem jego głos nie zdradził zdenerwowania.
-To tajemnica - pokręcił mu wskazującym palcem przed nosem prawie zwalając się przy tym ze stołka. - Nie mogę powiedzieć.
-Czemu?
-Bo to tajemnica. A tajemnic się nie zdradza - oświadczył uroczyście, po czym zamówił coś, co brzmiało jak bełkot niezrównoważonego Araba na haju, ale barman i tak zrozumiał jego słowa.
-Okay - Harry poddał się wychylając szklankę pełną szkockiej za jednym zamachem, po czym zamówił kolejną kolejkę. Postanowił, że jutro Louis nie będzie osamotniony w wymiotowaniu do, prawdopodobnie należącej do niego, muszli klozetowej.

***
Delikatne promienie słońca przebiły się przez materiał firanek rozświetlając powolutku pogrążony w ciemnościach pokój. Jeden z promyków prześlizgnął się po ścianie z abstrakcjami, przez łóżko i szafy, aż do stojącego przy przeciwległej ścianie biurka. Sypialnia sekunda po sekundzie wypełniała się delikatnym światłem. Miejsce to, już za kilka minut, miało zostać zalane potokami jesiennych, niezwykle jasnych jak na tę porę roku promieni. Oślepiające wręcz światło nie obudziło jednak leżących w łóżku, splecionych ze sobą nastolatków. Do czasu.
-Zabiję cię kurwa - te miłe słowa wybudziły Harry'ego z twardego, błogiego snu. - Jak mogłeś mi to zrobić?
Była ósma rano, a po nieprzespanej nocy nastolatek chciał tylko leżeć w łóżku i nie ruszać się z niego do wieczora. Z powodu okropnego bólu głowy wrzynającego się w jego czaszkę i rozsadzającego płat czołowy nawet nie zwrócił uwagi na to, że leżeli wtuleni w siebie nie będąc pewnymi kto pierwszy pokonał dzielącą przestrzeń. Styles w ogóle nie zorientował się, że ciepły oddech chłopaka na szyi, w którym kochał się od dawna świadczył o tym, że jego twarz wtulała się w zagłębienie tej części ciała, a miękkie włosy łaskotały jego brodę. To nie było ważne, bo właśnie został brutalnie wyrwany z objęć Morfeusza i nie miał pojęcia dlaczego.
-Co do cholery? - wymamrotał nieprzytomnie, a jego przyjaciel odpowiedział mu równie niemrawym głosem dochodzącym wyraźnie tuż spod jego twarzy. Dopiero teraz, gdy poruszył się lekko w pościeli poczuł, że ktoś na nim leży. I to ktoś, kto zdecydowanie miał piękny i dźwięczny głos Louisa Tomlinsona. No, może nie w tej chwili.
-Dlaczego pozwoliłeś mi tyle wypić, co? Nie jesteś już moim przyjacielem - powiedział, ale nawet nie podniósł głowy ani nie otworzył oczu. - Zwalniam cię, słyszysz?! - podniósł głos, a brunet wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi. - Już nigdy się do ciebie nie odezwę.
Zapanowała krótkotrwała cisza, którą nagle przerwał śmiech Harry'ego, gdy Louis zerwał się z łóżka szybko biegnąc w stronę łazienki i gwałtownie szarpiąc za klamkę drzwi. Po chwili rozległy się niezbyt przyjemne odgłosy wymiotowania, a brunet ułożył się wygodniej w łóżku z zamiarem ponownego zaśnięcia. Nie pozwoliły mu jednak na to zasady moralne, więc z tępym bólem w głowie podniósł się z materaca wolno kierując się w stronę przyjaciela. Stanął w przejściu nonszalancko opierając się o framugę.
-Hej - powiedział delikatnie patrząc ze współczuciem na pochylającego się nad muszlą szatyna. - Co tam? Co robisz? - spytał czysto retorycznie.
-Poluję na słonie kurwa - odpowiedział, gdy skończył wymiotować. - Chyba przestałem być ludzkim wulkanem.
-Raczej wodospadem - zaśmiał się Harry podchodząc nieco bliżej.
-Whatever - mruknął podnosząc się z klęczek i stanął twarzą w twarz z przyjacielem. - Mogę mieć do ciebie jedno pytanie? - spytał, a kiedy nie dostał odpowiedzi stwierdził, że Styles nie ma nic przeciwko temu. - Jak my dotarliśmy do domu? Jakim cudem?
-Z tego wszystkiego, co się wczoraj działo, zadajesz mi pytanie akurat o to? - zaśmiał się chłopak kierując Tomlinsona do umywalki. W półce pod nią znalazł czystą szczoteczkę, którą mu podał.
-Okay, więc teraz inne pytanie. Co wczoraj mówiłem?
Harry parsknął śmiechem patrząc, jak chłopak nakłada odrobinę pasty, zakręca ją, co było wyjątkowo dziwnym zjawiskiem jak na chłopaka i zaczyna myć zęby.
-Różne rzeczy. Gadałeś na przykład coś o tym, że kucyki Pony są perwersyjne, jeśli dobrze pamiętam. Niezbyt cię słuchałem, bo to było kompletnie od rzeczy. Wspominałeś też coś o tym, że Eleanor cię zdradza - zaczął ostrożnie temat posyłając szatynowi niepewne spojrzenie. Nie miał pojęcia jak zareaguje, ale on tylko zmarszczył brwi, po czym wrócił do szczotkowania zębów. Skończył po dwóch minutach dokładnie płucząc usta. Wzdychając przeszedł znów do pokoju, gdzie usiadł na łóżku.
-Tak, zdradziła mnie.
-I nie zamierzasz jej powiedzieć, że wiesz? Zachowujesz się dość nietypowo. Wczoraj zadałem ci podobne pytanie.
-Och i co odpowiedziałem? - spytał, ale kiedy Harry otworzył usta szybko mu przerwał. - Czekaj. Nie. Nie chcę wiedzieć.
-Jesteś pewien?
-Tak. Nie. Nie wiem - powiedział, po czym przyłożył wewnętrzne strony dłoni do oczu. - A ty byś chciał?
-Raczej nie, chociaż jestem ciekawy jak zareagujesz.
-Dobra. To mi nie mów.
-Powiedziałeś, że nie chcesz jej o tym powiedzieć, bo nie masz nikogo. I jeszcze coś o tym, że chcesz mi coś zrobić. Coś, po czym rzekomo cię zostawię - dodał kreśląc w powietrzu znaki cudzysłowia, a Louis głośno jęknął.
-Matko Boska, tylko nie to.
-Nie wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zielonooki uniósł brew uśmiechając się lekko. Mimo dziwnego i na pewien sposób trudnego tematu nie było niezręcznie, wręcz przeciwnie. Byli dosyć rozluźnieni, rozmawiali ze sobą swobodnie.
-Oczywiście, że nie.
-A jak się na ciebie obrażę?
-Też nie.
-Wsadzę pod deszczownicę i zamknę w kabinie prysznicowej?
-Nadal nie - odpowiedział lekkim tonem lekko wzruszając przy tym ramionami.
-Przekonajmy się - mruknął Harry odbijając dłońmi od blatu biurka i szybko zbliżając się do przyjaciela. Z łatwością przewiesił go sobie przez ramię i swobodnym krokiem skierował się w stronę łazienki.
-Puść mnie - krzyknął piskliwym głosem Louis, po czym kopnął z całej siły trzymającego go chłopaka trochę powyżej kolana. Styles tylko wymierzył mu lekkiego klapsa w tyłek znajdujący się na jego ramieniu i wsadził do kabiny prysznicowej trzymając jedną ręką niebieskookiego nastolatka. Drugą przekręcił kurek i na głowę Tomlinsona zaczęła się lać zimna woda. Krzyczał kopiąc gdzie popadnie tak, że i do jego ust nalało się sporo wody. Złapał Harry'ego za koszulkę wciągając go do kabiny i przytrzymał go, aby nie wydostał się z zasięgu cieczy. Przekręcił go tak, że teraz to on był górą, i usiadł mu na biodrach rozkładając na łopatki.
-Myślisz, że wygrałeś? - spytał brunet zaczepnym głosem i przejechał wzrokiem po chłopaku nad sobą. Ociekającym wodą chłopaku w samej tylko mokrej burgundowej koszulce o prostym kroju i bokserkach. Z lepiącymi się do czoła włosami i pięknymi niebieskimi oczami mającymi teraz głęboki, niespotykany kolor. Zielonooki przygryzł wargę. Sądził, że Louis powie coś w stylu ,,znów się na mnie gapisz", ale nic takiego się nie stało. Po prostu wpatrywali się w siebie nic nie mówiąc, a woda lała się i lała na ich głowy, ociekała strumieniami.
-Przepraszam - mruknął w końcu Tomlinson schodząc z bruneta. Zrobiło się niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Bardzo bardzo niezręcznie. Jakby wcześniej nie zdawali sobie sprawy, że ich krocza są do siebie dociśnięte, a oddechy mieszają się ze sobą.
-Nic się nie stało - przyjął wyciągniętą rękę nastolatka, by mógł wstać.

***
-Będę tęsknił - uśmiechnął się Louis przytulając do Harry'ego, gdy stali na peronie. Pociąg pośpieszny odjeżdżał za dziesięć minut, więc mieli jeszcze chwilę czasu na pożegnanie się.
-Tak ja też - pokiwał smutno głową odwzajemniając uścisk.
-I co ja będę robił bez ciebie? I jeszcze w szkole nie będę mógł się zjawić. Czuję, że za nią zatęsknię. Wyobrażam sobie cały dzień łażenia po londyńskich parkach, byleby tylko nie być w domu.
-Masz z nią porozmawiać - powiedział Styles twardym tonem.
-Chyba będę zmuszony.
-I dobrze - stwierdził. - Wracam za kilka dni, tyle chyba wytrzymasz.
-Zobaczymy - mruknął ponuro wodząc wzrokiem po butach przyjaciela.
-Chyba muszę już jechać - powiedział zielonooki słysząc kobiecy głos mówiący o odjeżdżającym pociągu z peronu piątego, na którym właśnie stali. Uśmiechnął się lekko ostatni raz przytulając do nastolatka. Po chwili poczuł ciepłe usta na swoim policzku i już siedział w przedziale wyglądając przez okno. To było niespodziewane, ale bardzo miłe. I dawało nadzieję.
Louis machając do niego musiał przyznać, że będzie tęsknił. I, że to zdecydowanie przestał być już zwykły zakład.
______________________________________________

*Porównanie zaczerpnęłam ze ,,Świata Dysku" Terry Pratcheta. Zajeżdża zżynką, ale jest wyjątkowo trafne i niespotykane, więc nie mogłam się oprzeć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Rozdział IX - Hej Nick

Przepraszam, ale wyjazd trochę się przedłużył, za to rozdział wyszedł dosyć długi. Było fajnie, ale zdecydowanie zbyt gorąco.
Mam nadzieję, że podoba wam się nowy wygląd.
20 komentarzy, bla bla bla..., ale na tym skończymy, tyloma się zadowolę loves.
Gdyby ktoś pisał o tym fanfiction na Twitterze prosiłabym o dopisywanie hashtagu #DiaryAddictPL, to dla mnie sporo znaczy, a to taki mały gest, nie? c:
Już koniec, dziękuję za przeczytanie.
__________________________________________________
Louis z bardzo rozpromienioną twarzą splótł ich dłonie i zaczął machać nimi tak, że rękoma stworzyli kąt stu osiemdziesięciu stopni.
-Co ty robisz? - spytał Harry uśmiechając się lekko i obserwując poczynania chłopaka, ale nie wyrwał się z uścisku.
-Jesteśmy na randce - krzyknął z takim entuzjazmem, że Styles nie potrafił nie poszerzyć półuśmiechu i pokazał ząbki.
-Masz dziewczynę - powiedział nadal zadowolony unosząc brwi, a na usta cisnęło mu się, że jego dziewczyna też ma dziewczynę. Z którą swoją drogą powinien pomówić o pewnych, em... sprawach. Które, jak podejrzewał skończą się szantażowaniem dziewczyn. Chyba, że okażą mądre i od razu przejdą do interesów.
-No i co? To chyba nie oznacza, że nie mogę sobie pójść na randkę z moim kolegą, nie? To wolny kraj! - wykrzyknął unosząc jeden palec do góry, aby podkreślić swoje słowa.
-Na prawdę ci odbiło - zaśmiał się zielonooki kręcąc lekko głową. Między nimi zapadła krótka cisza, która została przerwana, gdy wyszli z parku kierując się w prawą stronę.
-Więc gdzie idziemy? - spytał szatyn nie wymachując już tak energicznie ręką, ale nadal ruszając nią lekko do przodu i do tyłu.
-Na dworzec kolejowy.
-Mmm... romantycznie - wymruczał poruszając ustami tak, jakby rozprowadzał błyszczyk. - A po co?
-Muszę kupić bilet na pociąg? - Harry przystanął na chwilę i uniósł brwi dając do zrozumienia, że Tomlinson powiedział coś oczywistego.
-Ach - przeciągnął samogłoskę. - No tak. Sorry. Opowiedz mi coś o tym swoim przyjacielu.
-Dlaczego chcesz cokolwiek o nim wiedzieć? - brunet zmarszczył lekko brwi.
-Nie wiem, po prostu chciałbym wiedzieć z kim się przyjaźnisz.
-Okay. Co chcesz wiedzieć?
-Jak ma na imię, jak wygląda, czym się interesuje...
-On ma na imię Zayn i...
-Pasjonująca historia - przerwał mu Louis rozdzielając ich ręce i podkładając pięść pod brodę i kręcąc lekko głową, na co jego przyjaciel parsknął śmiechem.
-Nazywa się Zayn Malik, jest Mulatem z zawsze perfekcyjnie ułożonym quiffem i kocha motory.
-Motory? - niebieskooki zmarszczył czoło.
-Tak, ma jeden i gdybyś zrobił na nim małą rysę złamałby ci nos - odpowiedział, ale jego towarzysz nie zdążył skomentować jego słów, bo przejściem podziemnym doszli do przystanku metra, gdzie czekali kilka minut w ciszy na przyjazd pojazdu. Wsiedli i z powodu braku wolnych miejsc złapali się za barierkę. Harry rozpoczął rozmowę.
-Jakie masz plany na ten tydzień? - spytał, a Tomlinson wzruszył ramionami.
-Nie jestem zbyt zorganizowanym facetem, pewnie to co zwykle, będę chodził do szkoły, a po lekcjach spotykał z Liamem i Niallem - celowo nie wspomniał o Eleanor, ale i tak zauważył, że ostatnio spędza z nią coraz mniej czasu i nie bardzo interesuje go co u niej.
-Jesteśmy zawieszeni.
-Och. No tak - spuścił głowę. - To pewnie dostanę szlaban i będę siedział w pokoju słuchając muzyki. I ewentualnie wymknę się na jakąś imprezę.
-Powodzenia.
-Dlaczego?
-Tak po prostu - Harry uśmiechnął się, po czym wysiadł, gdyż metro zatrzymało się w odpowiednim miejscu. - Żebyś się nie potknął i nie złamał nogi po upadku z okna, czy coś równie niefortunnego jak ten przykład.
Znaleźli się w budynku dworca i gdy Styles rozmawiał z niezbyt przyjemną, otyłą kobietą, która przypominała mu Umbridge z Harry'ego Pottera Louis tupał niecierpliwie nogą o podłogę rozglądając się po wszystkich ludziach i co parę sekund przebiegając wzrokiem po ciele swojego przyjaciela. Musiał przyznać, że nie może narzekać na to, kogo miał poderwać, by wygrać zakład. Harry był naprawdę dobrze zbudowany i wyglądał trochę jak jego ojciec w czasach świetności zespołu, z wieloma tatuażami, rozwichrzoną fryzurą i rozbudowanymi mięśniami. Tomlinson przygryzł wargę i właśnie wtedy zielonooki odwrócił się w jego stronę stając z nim twarzą w twarz.
-Dlaczego mi się tak przyglądasz? - spytał marszcząc czoło, ale jednocześnie lekko się uśmiechając. Chował kupione bilety do torby czekając na odpowiedź.
-Ja... um...
-Okay, rozumiem - powiedział zrezygnowanym tonem, po czym klepnął nastolatka w tyłek i ruszył szybkim krokiem do wyjścia.
-Eej! To nie tak jak myślisz - wykrzyknął Louis biegnąc za nim.
-A co ja myślę? - uśmiechnął się brunet marszcząc nieco brwi, gdy ten go dogonił.
-Ty... Ja... To nie tak.
-Co jest ,,nie tak"?
Wyszli z budynku kierując się z powrotem w stronę metra.
-Bo ty myślisz, że... - zaciął się. - Nie ważne - po chwili dokończył na wydechu spuszczając ramiona, na co Harry wybuchł serdecznym śmiechem. - Więc czego się dowiedziałeś rozmawiając z tą wyleniałą kocicą?
-Kolejny pociąg jest jutro o czternastej, więc mam jeszcze trochę czasu, żeby zaćpać tatę.
-Po co?
-Po to, żeby pozwolił mi jechać - wzruszył ramionami wchodząc do metra, po czym usiadł na wolnym miejscu. - Ale jak dobrze pójdzie to nawet nie będę musiał.
-Aha - powiedział Louis. Nie bardzo wiedział jak to skomentować, to nie było normalne, ale jeśli powiedziałby coś na ten temat nastolatek zezłościłby się, a tego nie chciał, zwłaszcza, że był teraz z nim bliżej niż kiedykolwiek. I skok do basenu Kirkland w jego sytuacji byłby jak pewna śmierć w otchłaniach Rowu Mariańskiego. - Więc co robimy?
-Whoo, Tomlinson, zluzuj trochę - powiedział odsuwając się lekko od niego i unosząc ręce, aby pokazać mu, żeby spauzował. Szatyn zaśmiał się tylko.
-Nigdy nie przestaniesz mi dokuczać, prawda?
-Minęło dopiero kilkanaście minut od czasu tego, jak się we mnie wgapiałeś, to zbyt mało czasu, abym przestał - Harry dzielnie ukrywał, że jego żołądek i serce robią właśnie w tej chwili pokaz wspaniałego wykonywania salt i gwiazd. Po kilku minutach ciszy przerywanej rozmowami pasażerów odezwał się. - Może impreza?
-Ale to chyba wieczorem - zasugerował Louis. - Możemy pójść do mnie. Ja już u ciebie byłem, ty u mnie nie.
-Ale jedziemy w moją stronę.
-Mieszkam niedaleko od miejsca przystanku, jakieś dziesięć minut drogi pieszo.
-Okay - brunet kiwnął krótko głową. Z braku tematów nie prowadzili żadnej rozmowy. Gdy metro się zatrzymało wysiedli wpasowując się w tłum i poddając fali idących ludzi, ale po wyjściu na świeże powietrze zrobiło się nieco mniej tłoczno. Ruszyli uśmiechając się lekko, ciesząc wspólnym spacerem.
-Mieszkasz w ładnej okolicy - stwierdził Styles gdy szli przez park utrzymany w stylu angielskiego ogrodu. Rozglądał się dyskretnie wdychając czyste powietrze.
-Tak, wiem. Często tu przychodziłem z siostrami, gdy byłem mały.
-Och, byłeś dobrym braciszkiem.
-Musisz nawet teraz? - zaśmiał się Louis.
-Ale to nie był sarkazm, naprawdę tak uważam - odparł brunet przekonującym głosem kiwając lekko głową i otwierając szeroko oczy.
-Tak, tak.
-No tak.
-Uhm.
-Och, skoro mi nie wierzysz, to nie.
-Po prostu nie rozumiem jak ten słynny Harry Styles mógł powiedzieć coś takiego na serio.
-Jestem słynny? - zaśmiał się, gdy wychodzili z powrotem na ulicę. - To dziwne słowa.
-W szkole każdy cię kojarzy - Louis wzruszył ramionami. - Dziewczyny dosłownie nie mogą oderwać od ciebie wzroku.
-No i co? - parsknął śmiechem. - To nie znaczy, że jestem sławny. Następnym razem jak je zobaczę powiem im, że wolę chłopców i będzie po sprawie.
-Serio?
-Why not? - wzruszył ramionami, gdy Louis otwierał kluczem drzwi. Był przekonany, że o tej porze nie ma nikogo w domu, co było bardzo komfortowe w zaistniałej sytuacji.
-Pytam się, czy na serio wolisz chłopców.
-Ty na pewno lubisz mój tyłek - odpowiedział, gdy szatyn uchylił drzwi wejściowe swojego mieszkania. Nie były zamknięte, a to był zły znak. Weszli do przedpokoju, a potem przeszli do salonu, gdzie ukazał im się dosyć osobliwy widok.
-Hej mamo - powiedział szatyn wkurzonym głosem ogarniając wzrokiem na wpół rozebraną kobietę i mężczyznę bez koszulki pod nią.
-Hej Nick - mruknął nieco zamroczony Styles. - Dawno się nie widzieliśmy.
-Znasz go? - odwrócił się do niego, gdy kochankowie złazili z siebie szybko zakładając ciuchy.
-Tak, ale chyba zmienił obiekt zainteresowań.
-Ty z nim... co?!
-Louis, ja ci wszystko wytłumaczę - zaczęła kobieta, ale chłopak przerwał jej ostrym głosem.
-Zamknij twarz, nie teraz z tobą rozmawiam.
-Jak możesz tak mówić do...
-Więc jesteś gejem? - spytał, a Harry wzruszył ramionami.
-Tak.
-I spałeś z kochankiem mojej matki?
-Raz, jak byłem bardzo pijany. To było dawno i nieprawda. Grimshaw to homo z krwi i kości, jeśli śpi z twoją matką to musi być w tym jakiś interes. Nie zamieniłby kutasa na nic innego - powiedział to wszystko jakby od niechcenia, opierając się o framugę.
-Myślisz, że wszystko o mnie wiesz, Styles? Dobrze mi się z tobą spało, ale nic poza tym - powiedział z wściekłością, a nastolatek poczuł się jak zwykła dziwka.
-Po prostu cytuję twoje słowa - uśmiechnął się przechylając lekko głowę i dusząc w sobie gorycz.
-Spałeś z tym dzieckiem? - Jay spytała Nicka gwałtownie odwracając głowę.
-A czy moje słowa jasno na to nie wskazywały? - odpowiedział marszcząc brwi i kręcąc lekko głową. Kobieta usiadła na kanapie łapiąc się za głowę.
-To my lecimy - zasalutował Louis odwracając się.
-Czekaj, gdzie idziesz? - natychmiast się podniosła.
-Jak najdalej od ciebie - mruknął, po czym złapał Harry'ego za rękę i chciał pójść w stronę wyjścia.
-Jesteście razem? - spytała, a nastolatkowie popatrzyli przez chwilę na siebie. Louis bardzo chciał dopiec Jay, a brunet na pewno chciał zrobić to samo z Nickiem, więc powiedział ,,tak", odwrócił się i wyszedł.
-Chcę się upić - powiedział zdecydowanym tonem, gdy zamknęli za sobą drzwi i pociągnął przyjaciela na schody.

Rozdział VIII - Randka

Kolejny rozdział opublikuję zapewne za jakieś dwa tygodnie, bo wyjeżdżam na wakacje do Włoszech, dlatego ten postanowiłam napisać szybciej jako, że zapomniałam wspomnieć o tym wyjeździe przed poprzednim rozdziałem. Ten wydaje się krótki, bo sprawdzając go zauważyłam, że bardzo lekko się czyta, ale taki nie jest.
Jeśli nie będzie przynajmniej 15 komentarzy zawieszam bloga, bo to jest żałosne, że czyta tego bloga ponad 50 osób, a komentuje zaledwie kilka, którym dziękuję z całego serca.
_________________________________________
-Jesteś aż taki wolny? - Liam spytał marszcząc brwi.
-Że co? - parsknął śmiechem Harry, ale Louis gwałtownie przerwał mu dalsze wywody tym samym kończąc kłótnię i obdarowując jednocześnie swojego przyjaciela jednym ze swoich najbardziej morderczych spojrzeń.
-Zostaw go - szatyn wstał i złapał zielonookiego za ramię. Ciągnąc w głąb korytarza, aż stanęli w niewielkim oddaleniu od Eleanor i Danielle. Styles stanął przodem do nich tak, aby wyłapać ich reakcję. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Harry zawahał się patrząc na dziewczyny, które wykonywały energiczne ruchy rękami, jakby kazały mu przestać.
-Ja... Ja chciałem ci podziękować za wczorajszy dzień - skłamał naprędce mówiąc pierwsze, co mu przyszło do głowy.
-Dlaczego? - zdziwił się chłopak nieco marszcząc brwi i uśmiechając delikatnie.
-No wiesz... - brunet przygryzł lekko wargę spuszczając wzrok, a Louis zmusił się, by nie westchnąć na ten widok. - Za to, że zgodziłeś się, by zacząć od nowa. Znów.
-O, to nic takiego - zaśmiał się szczerze i promiennie tak, że można było z łatwością dostrzec śliczne zmarszczki wokół oczu. - Więc może spotkamy się dzisiaj po lekcjach?
-Nie, przepraszam - Harry zrobił się wyraźnie zakłopotany. - Nie mogę.
-Czemu?
-Mój przyjaciel... On ma problemy i jadę mu pomóc.
-Och - szatyn poczuł się odrzucony. - A kiedy wrócisz?
-Nie wiem - wzruszył ramionami. - Może za tydzień?
-A... a czemu tak nagle zdecydowałeś się na wyjazd? - spytał smutno. Nie mogło chyba być już bardziej niezręcznie.
-Mój przyjaciel... on, hm... cóż... - chłopak zastanawiał się ile mógł powiedzieć, a ile nie. Ale ostatecznie wcale jeszcze nie orzeknięto o winie Zayna, więc co za różnica ile powie. - Ma lekkie problemy z policjantami. I ogólnie prawem.
-Jedziesz tam wyciągać go z paki? - spytał Tomlinson z uśmiechem próbując rozluźnić atmosferę, co na szczęście się udało zważając na radosny śmiech Harry'ego rozświetlający ponury korytarz.
-Nie, jeszcze nie, ale mam nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Nie wiem nawet jak miałbym tego dokonać. Da się wpłacić kaucję za kogoś, kto jest podejrzany o morderstwo?
-Przyjaźnisz się z mordercą? - wydusił z siebie Louis z szeroko otworzonymi oczami. To było naprawdę dziwne wyznanie.
-Nie, Zayn nikogo nie zabił. Po prostu jego dziewczyna została zamordowana - chłopak uśmiechnął się słodko tak, że w obu jego policzkach ukazane zostały głębokie dołeczki.
-I to jest takie zabawne? - szatyn wbił palec w jeden z nich.
-Ja się nie śmieję, tylko uśmiecham. A to różnica Tomlinson.
-Och, więc teraz będziemy do siebie mówić po nazwisku?
-Dlaczego nie?
-Dobrze Styles, dobrze. Zapamiętam to sobie! - chłopak zrobił obrażoną minę jednocześnie unosząc wysoko brwi.
-Co ja takiego zrobiłem Tomlinson?
-Ty już dobrze wiesz co! - wykrzyknął unosząc wysoko w górę wskazujący palec, co wyglądało równie komicznie, co słodko. - Ty sadysto - dodał jeszcze Louis z twarzą wyrażającą obrzydzenie, ale również rozbawienie, na co Harry złapał się za serce udając wysoce dotkniętego tą obrazą.
-Nie uważam, abym miał sadystyczne pobudki. To ty jesteś zbyt empatyczny i oburza cię każde normalne zachowanie, Tomlinson.
Korytarz już opustoszał, ale zajęci kłótnią nie zauważyli tego. Nie zwrócili uwagi też na dzwonek, który rozbrzmiewał długo i głośno.
-Poza tym lepiej być sadystą, niż taką ciapą jak ty, Tomlinson - chłopak zbliżył się do Louisa patrząc mu głęboko w oczy tak, że tylko milimetry dzieliły ich nosy od zetknięcia się.
-Ja ciapą Styles? - spytał, a w jego głosie pobrzmiewała groźba ostudzona nieco nutą rozbawienia. Nie potrafił też ukryć leciutkiego uśmiechu nieodmiennie goszczącego na jego ustach podczas tej nietypowej wymiany zdań.
-Tak Tomlinson.
-Ja ciapą? - szatyn wysunął zaczepnie drżącą nieco wargę do przodu. - Chcesz się bić?! - wrzasnął tak, że było pewne, że usłyszano go w najbliższych klasach.
-Ty chcesz się bić?!
-A ty chcesz się bić?!
Harry miał już odkrzyknąć jakąś równie inteligentną odpowiedź, ale powstrzymała go silna, koścista ręka, która zacisnęła się na jego ramieniu i wbiła w nie głęboko paznokcie sprawiając, że chłopak skrzywił się, po chwili orientując co się dzieje. Przybrał na twarz najszerszy uśmiech, na jaki było go stać tak, że zajął połowę jego twarzy i odwrócił się powoli.
-Pani dyrektor! - wykrzyknął, a w jego głosie naprawdę dało się usłyszeć radość. - Co u pani?! Jak dawno się nie widzieliśmy. Wyładniała pani, naprawdę. Nowa fryzura? I wyczułem, że była pani u manikiurzystki, ma chyba pani metalowe tipsy, jak Beyonce podczas tej sesji, gdzie wygląda jak królowa. Czytałem gdzieś, że są bardzo drogie, a myślałem, że nie płacą pani zbyt dobrze. Widocznie się myliłem. Może wyrwie pani jakiegoś młodego geografa, czy coś. Nie, pani woli pewnie wuefistów...
-Styles - wydyszała z wściekłością. - Tomlinson... Za mną.
Odwróciła się i wykonała kilka energicznych, bardzo sztywnych kroków w kierunku swojego gabinetu. Po minucie lub dwóch przekręciła w zamku klucz, pchnęła z siłą drzwi tak, że uderzyły o ścianę i zasiadła z dumą i lekkim drapieżnym uśmiechem za dużym dębowym biurkiem.
-Więc - zaczęła, a Louis od razu zaczął dusić w sobie śmiech bez efektów, przez co wyszedł z niego niewyraźny chichot, na który Harry zareagował drżącym uśmiechem.
-Możecie mi powiedzieć z czego się śmiejecie.
-My się nie śmiejemy - odpowiedział zielonooki. - My tylko się uśmiechamy.
-Styles, nie graj cwaniaka, bo ci nie wychodzi. Twój nowy przyjaciel chichocze - zaakcentowała wyraźnie ostatnie słowo.
-Och - uśmiechnął się szeroko przeciągając długo sylabę, a jego oczy zabłyszczały. - Bawi się pani z nami w naszą zabawę?
-Co? - zmarszczyła brwi.
-W naszą zabawę z nazwiskami, Kirkland. Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi - odpowiedział przez nos stylizując głos, aby zabrzmieć jak maczo, na co Louis parsknął tak głośnym i serdecznym śmiechem jak nigdy w obecności Harry'ego. Kobieta wstała oburzona prostując sylwetkę i zanim zdążyła coś powiedzieć, szatyn powiedział do drugiego chłopaka dramatycznym szeptem:
-Wygląda, jakby miała kij w dupie.
Styles nawet nie zdążył się zaśmiać, bo z ust zazwyczaj dumnej i eleganckiej dyrektorki zaczęła się toczyć piana.
-Jak śmiesz się tak o mnie wyrażać?! - wrzeszczała. - Jak śmiecie tak znieważać waszą własną nauczycielkę?! Jak w ogóle śmieliście wydzierać się na korytarzu?!
-To pani teraz się teraz wydziera, my tylko rozmawialiśmy zbyt podniesionym głosem - zauważył kwaśno Louis z malującym się na twarzy zniesmaczeniem, Harry natomiast był równie zdziwiony co rozbawiony.
Kobieta nie odpowiedziała. Stała tylko z wytrzeszczonymi oczami i dyszała głośno, jakby właśnie była po przebiegnięciu kilkukilometrowego maratonu.
-Na co się pani tak gapi? - skrzywił się Harry. - Wiem, że jesteśmy przystojni, no ale niech pani nie przesadza. Czuję się niezręcznie.
-Zawstydza nas pani - dodał szatyn. - Niestety musimy pani odmówić, nie pójdziemy z panią na randkę, przykro nam.
-Ale niech się pani nie łamie, mój dziadek jest wolny! - wykrzyknął radośnie Harry. - Umówię go z panią. Piątek? Sobota? A może niedziela? Pójdziecie sobie razem do kościoła, na mszę - poruszył zabawnie brwiami.
-Jesteście zawieszeni - dyrektorka wydyszała tylko robiąc przerwę między tymi słowami. - Do odwołania. A teraz lepiej się wynoście, bo naprawdę się wścieknę i nie będzie miło.
Chłopcy wyszli z jej gabinetu zaśmiewając się do łez i przybijając sobie piątkę.
-Jestem ciekawy jak wytłumaczę się mojej mamie, dlaczego zostałem zawieszony - mruknął Louis, gdy się już nieco uspokoili, na co Harry wzruszył ramionami.
-Powiedz, że obserwowałeś bójkę i zawiesiła wszystkich, którzy to widzieli.
-A jeśli pójdzie do szkoły wielce wzburzona i spotka się z Kirkland twierdząc, że to wysoce niesprawiedliwe?
-Och. To w ogóle nie mów.
-A jak wyślą list z wiadomością, że muszą się skontaktować z moimi rodzicami?
-To wtedy chyba nie skłamiesz, nie? - Styles pchnął drzwi wyjściowe, po czym przeszedł kilka metrów i usiadł na murku.
-No nic, co robimy?
-Spacer?
-To randka?
-Odbieraj to jak chcesz.