Rozdział VII - Niewiniątko

Przepraszam za opóźnienie, ale nie wynikło ono z mojej winy. W nagrodę rozdział jest dłuższy.
Krótka informacja: jak nie będzie więcej niż dziesięć komentarzy zawieszam bloga.
Dziękuję za uwagę.
__________________________________________________________________

Harry swobodnym krokiem podszedł do dziewczyn, które o czymś rozmawiały. Stanął jakieś dwa metry przed nimi i zaczął się w nie wpatrywać czekając, aż któraś zwróci na niego uwagę. W końcu Danielle odwróciła wzrok od swojej dziewczyny i przywitała się.
-Cześć Harry. Możemy coś dla ciebie zrobić? - spytała. Była lekko zdenerwowana, ale uporczywie starała się nie dać tego po sobie poznać. Nie wyszło najlepiej.
-Tak - chłopak przeciągnął sylabę robiąc trzy kroki w stronę rozmówczyni. - Mogę zadać wam jedno małe pytanie?
-J - jasne - zająknęła się.
-A więc co myślicie o związkach homoseksualnych?
-Ja je toleruję, a ty El? - powiedziała Danielle.
-Tak, ja też. Nie jesteśmy homofobkami.
-A co sądzicie o zdradach? Je też tolerujecie?
-No... zdrady są złe - niepewnie stwierdziła Peazer patrząc na swoją dziewczynę. Jeśli do tej pory miały jeszcze nadzieję, że Harry ich nie zobaczył, teraz były pewne, że wpadły. W śmierdzące bagno. Po samą szyję. - A coś sugerujesz?
-Nie nic - odpowiedział chłopak marszcząc lekko brwi i udając, że się zastanawia. - Po prostu tak się zastanawiam, czy przyjaciele, tacy jak wy na przykład, mogą się całować w miejscu publicznym i to nie jest zdrada, jeśli jedna z nich jest w związku...
-Jeśli są tylko przyjaciółmi... - Danielle wzruszyła ramionami patrząc się wszędzie, tylko nie w oczy Harry'ego. - Chyba nie ma nic złego, jeśli dwóch przyjaciół się pocałuje, prawda?
-Nie, pewnie nie - uśmiechnął się szeroko nagle ożywiony. W jego oczach zatańczyły wesołe iskierki. - Ale dla pewności spytam Louisa co o tym sądzi.
Odwrócił się na pięcie i szybko zrobił kilka kroków w stronę szkoły, ale zatrzymał go piskliwy i brzmiący nieco panicznie krzyk którejś z dziewczyn. Chłopak zatrzymał się poszerzając jeszcze, jeśli to możliwe, swój uśmiech i odwrócił się powoli robiąc zdziwioną minkę pięcioletniego dziecka, któremu mama nagle wyłączyła bajkę w telewizji. 
Wszystko dokładnie dopracowane, plan postępuje idealnie.
-Czy coś się stało? Coś nie tak?
Eleanor ciężko dyszała, a włosy miała lekko potargane, a Danielle trzymała ją za ramię i patrzyła na nią zmartwionym wzrokiem. Harry na prawdę starał się nie roześmiać, ale to nie było takie łatwe i niewinny uśmieszek mimo prób wkradł się na jego usta, co jeszcze bardziej wkurzyło Peazer i rozwścieczyło Calder. Nie, żeby o to mu chodziło.
-Nie mów mu o niczym - wydyszała szatynka.
-Dlaczego? - chłopak spytał unosząc brwi i sprawiając jednocześnie, że jego oczy stały się naprawdę ogromne. - Przecież jeśli przyjaciele się całują to nic takiego, same tak powiedziałyście, a ja się z wami zgadzam. Jestem po prostu ciekawy opinii Louisa Tomlinsona. To chyba nic złego, prawda? Chociaż mogę się mylić...
-Och przestań zgrywać niewiniątko - powiedziała Danielle. - Wszyscy doskonale wiemy o co ci chodzi. Dlaczego?
-Dlaczego co? - brunet został zbity z tropu.
-Dlaczego chcesz o tym powiedzieć Louisowi?
-Wiesz... ty chyba też chciałabyś wiedzieć, jeśli Eleanor by cię zdradzała, prawda? Chyba, że nie jesteście razem, w co wątpię, zważając na to, że nawet teraz trzymacie się za ręce... - dziewczyny natychmiast się od siebie oderwały.
-Okay, więc przejdźmy do interesów - Danielle przejechała rękoma po twarzy. - Czego chcesz za milczenie?
-Och - Harry zrobił urażoną minę łapiąc się za serce i robiąc krok w tył jedną nogą, jakby został w to miejsce uderzony. - Zabolało. Dlaczego sądzisz, że jestem przekupny?
-Jakiś cel w końcu musisz mieć, skoro tracisz czas na tę rozmowę, prawda? Więc czego chcesz?  Bo nie wierzę, że będziesz milczał za darmo. 
-Och - uśmiechnął się bezczelnie. - Ja nie będę milczał.
-Jesteś wredny - po długim milczeniu odezwała się w końcu Eleanor patrząc na niego ,,spod byka". Nadal miała potargane włosy i nieco ciemniejsze niż zwykle oczy, ale już nie dyszała jak po przebiegnięciu dziesięciokilometrowego maratonu.
-Bo nie daję się przekupić? - zakpił Styles. - Poza tym to nie ja zdradzam swojego chłopaka. Ktoś tu jest niezłym hipokrytą.
-Nie mów tak do niej - krzyknęła Danielle robiąc krok w stronę chłopaka.
-Ale to szczera prawda - wzruszył ramionami. - Zresztą nie ważne, mam sprawy do załatwienia.
Chłopak odwrócił się i odszedł w kierunku szkoły. Kiedy do niej wszedł, właśnie trwała przerwa.

***
-Gdzie on jest? - spytał Louis siedzącego w ławce obok Nialla po raz setny. Miał na myśli oczywiście Harry'ego, który z całą pewnością powiedziałby mu, gdyby nie miał zamiaru dzisiaj przyjść. Nie byli przyjaciółmi, ale kolegowali się, tak? Mieli zacząć wszystko od nowa, nie? Więc bez wątpienia, na sto procent, chłopak powiadomiłby go. Może po prostu zaspał? Jedno było pewne: z całej szkoły Tomlinson był jedyną osobą, którą by to chociaż odrobinę obchodziło.
Właśnie trwała historia, a Niall naprawdę lubił historię.
-Mam to w dupie - uśmiechnął się słodko udzielając odpowiedzi na pytanie przyjaciela, po czym wrócił do wpatrywania się w starą nauczycielkę, która opowiadała coś o wojnie stuletniej i Joannie d'Arc. Sama wyglądała, jakby obserwowała te wydarzenia i uczestniczyła w walkach, ale blondyn słuchał jej dosłownie z zapartym tchem, mając pod brodę podłożoną dłoń.
-Jak możesz...
-Po prostu - odpowiedział Irlandczyk nadal z ironicznym, co najmniej podejrzanie szerokim uśmiechem na twarzy i szeroko otworzonymi niebieskimi oczami. - Mam to tak głęboko w dupie jak tylko możesz sobie wyobrazić.
-W dupie to ty masz tylko kutasa tego twojego Ashtona - prychnął Louis wywracając oczami.
-Zapamiętam to sobie - zagroził mu Niall palcem. - Zapamiętam.
-Horan! - w całej klasie rozległ się karcący, bardzo surowy głos nauczycielki. - Jak śmiesz mi przerywać?! Zostaniesz po lekcji, muszę z tobą porozmawiać.
W klasie rozległy się pojedyncze chichoty, które po chwili ucichły.
-Zabiję cię - wypowiedział bezgłośnie blondyn w stronę Louisa. - Zabiję.
Tomlinson tylko zaśmiał się gorzko i zaczął wymyślać najgorsze scenariusze tego, co mogło się stać Harry'emu. Próbował nie zwracać uwagi na fakt, jak bardzo był zdesperowany, by zobaczyć tego ślicznego chłopaka z kręconymi włosami, zielonymi oczami i nieco zbyt dużym szerokim uśmiechem.
W końcu nie mógł przegrać zakładu. Coś nasunęło mu myśl, że może tu nie chodzi już tylko o zakład, ale wepchnął to gdzieś na tył swojej świadomości i nie chciał do tego wracać.
To absurd.
Nie był zakochany w Harry'm.
Nie da się tak szybko zakochać.

***
Harry tuż przed wejściem do budynku zapalił papierosa, by wyglądać bardziej nonszalancko. Pchnął drzwi wejściowe i wparował do szkoły obrzucając ludzi pogardliwym, wyniosłym lub obojętnym spojrzeniem, w zależności od tego, koło kogo przechodził. W końcu minął Eleanor i Danielle stojące nieopodal parapetu, na którym siedzieli Niall, Louis, Liam i jakaś dziewczyna z kręconymi włosami i nieco inną niż wszystkie urodą, ale nie potrafił sobie przypomnieć jej imienia, może Anne, i podszedł do tej grupki.
-Cześć! - powiedział głośniej, niż było to konieczne. Kilka osób obejrzało się za nim i zawiesiło wzrok. To było naprawdę dziwne, że podchodził do nich i witał się jak gdyby nigdy nic, skoro wcześniej praktycznie nie zamieniali ze sobą słowa. Co prawda ostatnio Harry rozmawiał z Tomlinsonem, ale uważano to po prostu za dziwną anomalię, która miała wkrótce po prostu przeminąć.
-W końcu - wypuścił z siebie Niall nie przemyśliwając tego, co mówi. - Tommo całą historię gadał...
Blondyn przerwał i wypuścił z siebie wiązkę nieskładnych głosek z powodu ręki Louisa zasłaniającej mu usta. Druga ręka trzymała jego szyję, a sam chłopak uśmiechał się ślicznie do zielonookiego udając, że właśnie nie dusi jednego ze swoich najlepszych przyjaciół. 
-Nie zwracaj na niego uwagi, on nie wie co mówi - powiedział szatyn, na co rozmówca parsknął serdecznym śmiechem, który, wyjątkowo, nie zabrzmiał nieszczerze mimo papierosa tkwiącego między ustami. - Czemu cię nie było na pierwszej lekcji?
-Martwiłeś się o mnie? - brunet uniósł jedną brew zaciągając się.
-Nie, jestem po prostu ciekawy - odpowiedział nie puszczając blondyna i nadal się z nim siłując.
-Zagadałem się rano z przyjacielem - powiedział obracając nieznacznie głowę w lewo, dzięki czemu dostrzegł Eleanor i Danielle wpatrujące się w niego z oczekiwaniem i jakby zdenerwowaniem.
-Och, na prawdę? Jakim? - spytał Niall w końcu odczepiając od siebie dłoń przyjaciela i oddychając ciężko po przebytej walce.
-Nie znacie - strząsnął wypaloną część papierosa na podłogę. - Właściwie to przyszedłem tu po to, żeby z tobą porozmawiać, Lou.
-Jesteście na etapie słodkich przezwisk? - prychnął Liam z pogardą obrzucając chłopaka spojrzeniem o nazwie ,,nie masz się tu co pokazywać".
-Dlaczego mielibyśmy być na jakimkolwiek etapie? Coś sugerujesz, Payne?

Rozdział VI - To będzie piękny dzień.

Spełniam obietnicę i prośbę którejś z was. Voila!
____________________

Eleanor ostrożnie przygryzła wargę lustrując stojącą przed nią Danielle. Lekcje skończyły się już dwie godziny temu i dziewczyny postanowiły, że pójdą do domu Peazer, której rodzice wyjechali wczoraj w delegację. Znajdowały się w kuchni - Eleanor siedziała na stole, a Danielle opierała się o stojący po przeciwnej stronie blat.
-Więc co tam z tobą i Lou - spytała tancerka oblizując usta i dosyć sugestywnie wpatrując się w ciało dziewczyny przed nią.
-Nic ciekawego - dziewczyna wzruszyła lekko ramionami nie przerywając kontaktu wzrokowego. - Nadal nic nie podejrzewa, ale chyba będę musiała mu o nas powiedzieć. Kiedyś. Chociaż nie bardzo mam ochotę to robić.
-Wolisz udawać? - Danielle lekko przechyliła głowę uśmiechając się delikatnie.
-Nie lubię go okłamywać, wiesz o tym, ale nie chcę go zranić. No i nie chcę, żeby ludzie się dowiedzieli... Boję się ich reakcji.
-Wszyscy w szkole wiedzą, że jestem lesbijką i tylko Kirkland to przeszkadza - stwierdziła Peazer wzruszając ramionami.
-I Liamowi.
-Ach, no tak. Ale to nieważne, w każdym razie tylko im. Dlaczego mieliby inaczej traktować ciebie?
-Nie wiem, po prostu... Ty jesteś bardziej odważna i lubiana niż ja.
-Bzdura - Danielle zeskoczyła ze stołu, rozszerzyła uda Eleanor i weszła pomiędzy nie, po czym złożyła krótki pocałunek na jej nosie. - Powiedz mi kto cię nie lubi, a się z nim policzę, obiecuję.
-Harry Styles.
-On nikogo nie lubi, kotek. Z wyjątkiem Louisa.
-Co? - Calder skrzywiła się lekko marszcząc brwi.
-Widziałam ich dzisiaj, jak razem śpiewali, a potem podobno nie było ich na lekcjach... Nie wiedziałaś o tym?
-Nigdy nie widzimy się w czwartki po lekcjach... Cholera, zabiję go. Nawet nie wiedziałam, że on śpiewa. Nawet nie wiedziałam, że on rozmawia z tym cholernym Stylesem. Cholera.
-Powtarzasz się kochanie - Danielle jeszcze bardziej docisnęła się do swojej dziewczyny. - I nie masz powodów, aby go zabijać, przecież on nic złego nie zrobił. Śpiewał tylko z jakimś chłopakiem, a potem poszli razem na wagary... Przecież on nawet nie jest gejem.
-Ale na takiego wygląda... Może być biseksualny, albo coś w tym stylu... I za tym głupim Stylesem oglądają się wszystkie dziewczyny i chłopacy w szkole, a Lou powiedział kiedyś, że ma ładne oczy... Zdradza mnie jak nic.
-A ty?
-A ja co?
-A ty go nie zdradzasz?
-Oj - Eleanor spuściła wzrok.
-Właśnie.
-Nie przejmuj się, to na pewno nie jest tym, czym myślisz, że jest - Danielle potarła w pocieszającym geście ramię dziewczyny.
-Mam taką nadzieję - westchnęła.
-A tym czasem może zajmiemy się czym innym - Peazer pochyliła się i złożyła na ustach swojej dziewczyny długi, namiętny pocałunek, po czym sięgnęła do jej spodni, by rozpiąć rozporek.
-Kiedy wracają twoi rodzice? - wydyszała Calder.
-Dopiero pojutrze.

***

Harry jęknął wplatając palce we włosy chłopaka pochylonego nad jego kroczem. Nie mógł uwierzyć, że to właśnie się działo. Louis Tomlinson właśnie mu obciągał. To nie może być prawda. Szatyn powolnym ruchem polizał główkę i z ociąganiem wsunął ją do ust. Styles z całej siły próbował nie wypchnąć do przodu bioder i udało mu się to jedynie dzięki silnemu zaciśnięciu powiek, dłoni i warg, które po sekundzie i tak musiał rozchylić, by wydać z siebie przeciągłe westchnięcie i szybko nabrać powietrza. W pokoju było już i tak bardzo gorąco, a nie oddychanie to nie był najlepszy pomysł w tym wypadku.
Louis przestał zajmować się główką penisa Harry'ego i wziął go całego. Styles nie potrafił się powstrzymać - uchylił powieki i spojrzał spod nich na swojego chłopaka gdy penis uderzył o gardło szatyna.
Chwila, czyj to głos? Nikt nie powinien im przerywać. Styles zamyka oczy i ponownie je otwiera. Skąd wzięło się to oślepiające światło w przyciemnionym dotychczas pokoju? I gdzie jest Louis?
-Harry, przestań jęczeć z łaski swojej. Spóźnisz się do szkoły - chłopak słyszy głos Desa, a po chwili drzwi zatrzaskują się z hukiem.
-Kurwa - mruczy wyplątując się z pościeli. Kurwa, kurwa, kurwa. Dlaczego się nie domyślił, że to był tylko sen? Przecież to nie było możliwe, żeby te idealne usta owinęły się wokół niego... Ugh.
- Nie myśl o tym - mówi do siebie szukając w stercie ubrań czystych bokserek. Może gdyby tym razem nie kładł się nago spać nie przydarzyłoby mu się to. Chociaż to podlega wątpliwości. Wsuwa na siebie bokserki, a potem obcisłe czarne spodnie, podkoszulek w tym samym kolorze i burgundową koszulę w kratę znalezioną pod krzesłem, ale mimo to wciąż pachnącą proszkiem do prania i jakimś cudem niewymiętą. Podciąga spodnie odblokowując telefon i stwierdza, że wcale nie jest tak późno. Akurat dzisiaj Desowi zachciało się być dobrym ojcem i musiał go obudzić o siódmej... Siada na krześle i otwiera laptopa. Przecież szybkie sprawdzenie poczty mu nie zaszkodzi. Znajduje wiadomość od Zayna i otwiera ją biorąc łyka kawy zostawionej tu wczoraj wieczorem i smakującej okropnie. Przelatuje wzrokiem po literach, a szklanka upada z głośnym hukiem o zrobioną z czarnego dębu podłogę i rozbija się rozchlapując wszędzie płyn i rozsiewając po całym pokoju drobne kawałki szkła. Kurwa. Dziewczyna Zayna zamordowana? I pisze mu o tym w mailu? Chwila, jak ona miała na imię? Perrie? Tak. Kurwa. To ta ładna blondynka. Kurwa. Jak to możliwe do jasnej cholery? I dlaczego? Dlaczego ktoś miałby ją mordować? Co ona zrobiła?
Perrie Edwards nie żyje.
Harry roztrzęsionymi rękami wybiera numer Malika. Nie przejmuje się tym, że jego przyjaciel może jeszcze spać. Ma to głęboko w dupie, bo MUSI się dowiedzieć jak się teraz czuje. Pierwszy sygnał, trzeci, szósty. W końcu słyszy zmarnowane Halo i nie wie co powiedzieć.
-Hej... - jego głos jest bardziej zachrypnięty niż zwykle, ale co to ma za znaczenie w tamtej chwili, skoro jedna z najważniejszych osób dla jego jedynego przyjaciela nie żyje? - Przepraszam, że dzwonię dopiero teraz i o tej porze, ale musiałem usłyszeć twój głos. Jak się czujesz?
-A jak mam się czuć ty dupku? Zasnąłem ze dwie godziny temu, a ty mnie budzisz.
-Kurwa, przepraszam. Bardzo przepraszam. Okropnie przepraszam. Czemu tak krótko spałeś?
-Najpierw mnie naświetlali na policyjnym komisariacie, potem miałem kolejne przesłuchanie, tym razem moi rodzice mnie wzięli na trzygodzinną rozmowę, a potem nie mogłem zasnąć. Wspaniała noc, nie ma co. A, zapomniałem wspomnąć o tym, że jestem podejrzany o morderstwo i mam zakaz wyjeżdżania, więc nieprędko się spotkamy.
-Że co?!
-Bo widzisz... Perrie była w ciąży, o czym nie wiedziałem. I oni stwierdzili, że zabiłem ją, bo bałem się odpowiedzialności. Ślub i te sprawy.
-To najgłupsza rzecz, jaką słyszałem - Harry oparł się wygodnie.
-Według drogich policjantów z mojego miasta to bardzo prawdopodobna teza.
-A czemu cię nie zamknęli?
-Bo nie mają dowodów i mam alibi, ale wiesz, fakt, że mieszkam na drugim piętrze i nie miałbym jak zleźć, żeby pójść i ją zabić w jej własnym garażu ich nie przekonuje. Policjanci chyba myślą, że jestem jakimś jebanym Tomem Riddlem, który wyleciał ze swojego pokoju przez okno, poleciał na niczym do domu swojej dziewczyny, zwabił do garażu, zabił za pomocą zaklęcia Avada Kedavra i wrócił do domu.
-Spójrz na to z innej strony - zamkną cię w psychiatryku, a nie w pierdlu.
-Nie potrafisz pocieszać - zaśmiał się gorzko Zayn.
-Zawsze możesz im zagrozić jakimś patykiem, może się przestraszą.
-Ta. Wepchną mnie do kaftana bezpieczeństwa i skończę w kwadratowym pokoju pełnym kamer i z miękkimi ścianami.
-Oj nie przesadzaj. Nie będzie aż tak źle. Może od razu wsadzą cię do psychiatryka, a panią psycholog będzie jakaś młoda, ładna brunetka. Chociaż ja wolałbym przystojnego pana psychiatrę.
-Bo jesteś upośledzony - zaśmiał się Malik.
-Nie znasz się.
-Uwierz mi, że znam.
-E tam, nie prawda.
-A ty nie powinieneś iść do szkoły? Już ósma.
-Kurwa - Harry spojrzał na zegarek i natychmiast podniósł się z krzesła zamykając laptopa.
-No widzisz? Ja przynajmniej znam się na zegarku - zakpił Zayn.
-Ha, ha, ha. A ty nie idziesz do szkoły? - chłopak szybko zgarnął plecak, założył buty i zbiegł po schodach. Wypadł z domu nie żegnając się z Desem i zaczął biec w kierunku szkoły. Cholerny samochód, dlaczego musiał się popsuć, skoro właśnie teraz był najbardziej potrzebny?
-Nie wyobrażam sobie, żebym chodził do szkoły, kiedy moja dziewczyna nie żyje, a ja jestem podejrzany o morderstwo. Poza tym nie mam ochoty znosić tych wścibskich pytań. Nie wyjdę z domu.
-W sumie racja, głupie pytanie - Harry pokonał już połowę drogi i był nieźle zdyszany, ale szkoda mu było przerwać połączenie. - Kiedy będzie pogrzeb Perrie?
-Pewnie za kilka dni, może cztery, pięć... Najpierw musi być sekcja zwłok i w ogóle...
-Myślisz, że powinienem przyjechać?
-Ty? Dlaczego?
-No nie wiem, wesprzeć cię albo coś w tym stylu.
-Przecież byłem tylko jej chłopakiem, nie mężem.
-Ale mieliście mieć razem dziecko - chłopak zatrzymał się stwierdzając, że skoro i tak będzie spóźniony, to nie ma sensu się spieszyć i dyszeć, jakby się miało zaraz wypluć płuca.
-Nawet nie wiem, czy było moje.
-Ale...
-Przecież masz szkołę.
-Rozumiem, że mnie tam nie chcesz? - uśmiechnął się lekko unosząc jeden kącik ust.
-Wiesz, że chcę, ale nawet nie miałbyś gdzie mieszkać...
-A nie ma tam hoteli? - powoli ruszył.
-I twój ojciec się na to zgodzi?
-Nie wiem, pewnie tak.
-Skoro tak stawiasz sprawę, to czekam na ciebie.
-Przyjadę najbliższym pociągiem, okay?
-Dobra, dzwoń jak porozmawiasz z ojcem. Potrzebuję towarzystwa.
-Zapewnię ci je - zaśmiał się lekko, po czym się rozłączył. Kilka minut później ukazał mu się budynek szkoły. Na dziedzińcu siedziało kilka osób rozmawiających ze sobą albo palących papierosy czy skręty, ale nie zauważył nigdzie Louisa, pewnie był na lekcjach. Westchnął siadając na murku, po czym wyciągnął z torby paczkę papierosów. Niespiesznie zapalił, w końcu było jeszcze dużo czasu do następnej lekcji. Już niedługo spotka się z Zaynem, który zostanie uniewinniony, wróci do Londynu, po kilku dniach dołączy do niego przyjaciel i będzie idealnie. Tak. Idealnie. Odwrócił głowę w kierunku parku, gdzie spacerowało kilka matek z dziećmi i dwie lub trzy pary. Po chwili dostrzegł Eleanor i tę tancerkę, chyba Danielle. Czemu się tak rozglądają? Czemu trzymają się za ręce?
-Kurwa - mruczy do siebie w otępieniu. - Ona ją pocałowała.
Harry zeskakuje z murku z dźwięcznym śmiechem, podciąga spodnie, zgarnia plecak i kieruje się w kierunku dziewczyn.
To będzie piękny, piękny dzień.

Rozdział V - Przeprosiny

Na prawdę powinnam już leżeć na podłodze z zakrwawioną głową, albo bez nogi czy ręki.
Przepraszam was tak bardzo, bardzo, bardzo, ale kompletnie nie miałam weny, nie potrafiłam napisać nawet dwóch zdań, przepraszam was.
No i na koniec zapewne dosyć miła dla was informacja - zawiesiłam mojego drugiego bloga, więc energię spożytkuję na pisanie rozdziałów na tego, ale ten też może skończyć jak Mental, więc się brać do komentowania.
_____________________________________

-Mówiłem ci już, że nie lubię gdy ktoś jest przeze mnie smutny, a ty zaintrygowałeś mnie swoimi odpowiedziami, nie ma w tym nic wyjątkowego - powiedział po chwili milczenia.
-Przykre - westchnął Harry wstając z łóżka i skierował się ku biurku, na którym stał jego laptop. Usiadł na obrotowym krześle i odpalił urządzenie.
-Nic mi nie powiesz? - spytał Louis obserwując jego poczynania.
-Och, no tak, zapomniałem. Jeśli wspomniesz komuś o tym, co się wydarzyło, to cię zabiję - powiedział beztroskim tonem. - Dzięki za przypomnienie.
-Harry błagam cię - Louis usiadł na łóżku przecierając twarz.
-Nie musisz błagać, chociaż przyznam, podoba mi się to. Kontynuuj.
-Co? - spytał w otępieniu zbity z pantałyku chłopak.
-No powiedz mi, o co mnie błagasz. Lubię, gdy ktoś to robi, to mile łechta moje ego, rozumiesz.
Louis wstał z łóżka i podszedł do Harry'ego opierając się dłonią o biurko.
-Błagam cię o to, żebyś przestał być taki irytujący i wyjaśnił mi w końcu dlaczego nie chcesz mi powiedzieć jakie masz powody, by mi nie ufać.
Harry zdjął dłoń z touchpada i oparł się plecami o oparcie. Westchnął ciężko, przeczesał palcami włosy, przetarł twarz i wysunął półkę po swojej prawej stronie. Nie spiesząc się wyjął  skręta i zapalniczkę, włożył go do ust i zapalił niczym Al Pacino w ,,Ojcu Chrzestnym".
Louis uważnie obserwował jego ruchy, ale nie odzywał się. Harry odsunął się od biurka, wstał i oparł się o nie patrząc na szatyna.
-Nie - odpowiedział spokojnie zaciągając się z lubością. - Mam swoje powody i mógłbyś łaskawie przestać być upierdliwy. Na prawdę uszczęśliwiłbyś mnie tym.
Louis przygryza wargę nie wiedząc co odpowiedzieć. Styles miał rację, był upierdliwy i musiał to przyznać mimo wszystko.
-Przepraszam - mówi w końcu po chwili milczenia. Podnosi się z łóżka i siada na nim ręce opierając dla równowagi z tyłu, a Harry nie może się powstrzymać od lekkiego przygryzienia wargi na ten widok nie zwracając zupełnie uwagi na skręta zwisającego luźno z jego ust. Musi to wyglądać dziwnie, głupio i Louis zapewne czuje się niezręcznie, ale nie przejmuje się tym w tamtej chwili, bo jest skupiony na czym innym. Czymś zdecydowanie dla niego ważniejszym. Jego wzrok wędruje od obutych w Vansy stóp, przez nogi okrywane obcisłymi spodniami i koszulkę opinającą delikatnie zarysowane mięśnie, aż do lekko czerwonawych ust i, wpatrujących się w niego intensywnie, błękitnych oczu. O cholera.
-Zamierzasz mi odpowiedzieć, czy będziemy tak trwali w ciszy i wpatrywali się w siebie aż posiwiejemy?
-Co? - Harry potrząsa głową jakby próbując odgonić niezręczne myśli.
-Właśnie cię przeprosiłem.
Cholera, dlaczego on musi się tak gapić?! - przemyka przez głowę Harry'ego i znika tak szybko jak się pojawia.
-Okay - kiwa powoli głową w końcu zaciągając się i sprawiając wrażenie zamyślonego. Przynajmniej nie wygląda już głupio.
-Tylko tyle?
-Bardzo okay? - opowiada Harry zastanawiając się, czy jest to wystarczająca odpowiedź dla Louisa, ale decyduje, że nie i w końcu dodaje: - Przeprosiny przyjęte. Wybaczam - uśmiecha się nieco bezczelnie wyjmując z ust skręta i kładąc go na ustawionej na stale na biurku zapalniczce, która stała się nieodłącznym elementem pokoju już kilka lat temu, co zapewne z punktu widzenia kogokolwiek normalnego jest niepokojące, ale żaden z nich nie zastanawia się nad tym w tej chwili. Brunet krzyżuje ręce na piersi nie przerywając kontaktu wzrokowego i przechyla lekko głowę.
-To dobrze. Więc zaczniemy od nowa? - pyta Louis lekko się uśmiechając. Nie zwracają uwagi na to, że ta sytuacja jest dosyć intymna i dziwna, i gdyby byli dziewczynami zapewne wybuchnęliby śmiechem w tamtej chwili, ale nimi nie są, więc po prostu gapią się na siebie i żaden nie potrafi dostrzec w oczach drugiego iskierki miłości, którą zapewne niezależny obserwator dostrzegłby od razu.
-Myślę, że to dobry pomysł - kiwa powoli głową Harry. Oboje mrugnęli może dwa razy w ciągu tej rozmowy, ale żaden z nich nie chce psuć tej chwili, choć tego nie rozumieją i jest to naprawdę  nienaturalne, ale kogo to tak na prawdę obchodzi? To ich chwila.
Nagle rozlega się hałas, a drzwi pokoju bruneta uderzają z hukiem o ścianę. Oboje podskakują, jakby byli całującymi się pięciolatkami w komórce na środki czystości przyłapanymi na gorącym uczynku i odwracają głowy w kierunku wejścia w którym majaczy wyraźnie fioletowa głowa.
-Hej Gemma - Harry przeciera z głośnym westchnięciem twarz. - Ile razy ci mówiłem, żebyś nie właziła tutaj tak... no nie wiem... nagle? I głośno? - sili się na sarkazm i nawet nie jest zakłopotany w przeciwieństwie do Louisa. - I może czasem byś też zapukała? I szanowała moją prywatność? I...
-Dobra, już skończ - przerywa mu wybuchając wyraźnie wymuszonym śmiechem bez krzty wesołości, który nie obejmuje oczu ujmując wiarygodności. - Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Obiecuję ci. Chciałam się tylko przywitać, okay?
-Więc cześć - uśmiecha się delikatnie brunet, ale on też nie wygląda na szczęśliwego. I to nie dlatego, że odwiedziła go siostra. Nawet nie dlatego, że przerwała mu pierwszy kontakt z Louisem, co byłoby całkiem sensownym i uzasadnionym powodem. Widzi, że jest smutna,  ale się nie odzywa. Wie, że Gemma nie chce o tym mówić, a on to akceptuje. Też nie lubi mówić o swoim uzależnieniu. Tylko, że on nie farbuje włosów, żeby ukryć kompleksy i uzyskać choć odrobinę pewności siebie. I to nie on ma depresję. I to nie on też się tnie. I to nie on zwraca codziennie do sedesu, byleby tylko odrobinę schudnąć i poczuć się lepiej.
Ale Gemma nie chce o tym mówić, a on to akceptuje.
-Jak ma na imię twój przyjaciel? - pyta uśmiechając się szeroko, a uśmiech ten tak bardzo przypomina ten Harry'ego, co Louis zauważa od razu i sam od razu go odwzajemnia.
-Jestem Louis.
-Cześć - macha krótko w jego kierunku, po czym odwraca się i wychodzi z pokoju. Wystawia jeszcze na chwilę głowę, żeby powiedzieć, że idzie porozmawiać z Desem i wychodzi zamykając, a właściwie zatrzaskując z głośnym hukiem drzwi.
-Twoja siostra jest bardzo wesoła. I głośna - stwierdza Louis nadal szczerząc się bez powodu.
-To nie prawda - Harry kręci opuszczoną głową. Nie wygląda na szczęśliwego.
-Dlaczego tak myślisz? - pyta Louis z powątpiewaniem.
-Jesteś taki naiwny - brunet parska ponuro brzmiącym śmiechem i odwraca się, by wziąć do ust dogasającego skręta. Mocno się zaciąga, a jego koniec przez chwilę świeci pomarańczowym blaskiem w przyciemnionym pokoju. Chłopak wypuszcza dym przez nos i usta i odpowiada, po czym wzrusza ramionami.
-Po prostu. Następnym razem patrz na oczy, nie na usta.
-Okay - Louis spuszcza wzrok i też nagle wydaje się zasępiony. - A mogę spytać dlaczego?
-Nie - Harry ponownie się odkręca, gasi peta w popielniczce i znów opiera się o biurko przyjmując swobodną pozę. - Zacznijmy wszystko od początku. Od teraz. Nie znamy się okay?
Louis unosi brew z lekkim uśmiechem, ale po chwili powoli kiwa głową.
-Okay. Więc nazywam się Louis William Tomlinson, mam osiemnaście lat, pięć młodszych sióstr i jedną przyrodnią siostrę z którą nie utrzymuję kontaktu. Przeprowadziłem się do Londynu cztery lata temu z Doncaster razem z całą rodziną i teraz mieszkam na przedmieściu.
Harry uśmiecha się lekko.
-Nie wiedziałem, że masz aż tak dużą rodzinę.
-Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz - szatyn wzrusza ramionami. - Ja natomiast nie wiem jak się nazywasz.
-Jestem Harry Styles. Mam osiemnaście lat i starszą siostrę o imieniu Gemma, którą poznasz jeśli zejdziesz na dół, ale jeśli będzie się zachowywała, jakbyście się już znali, to się nie przejmuj, bo się jeszcze nie spotkaliście. Moja rodzina pochodzi z Holmes Chapel, ale w Londynie mieszkam od urodzenia.
-Miło mi cię poznać - Louis wstaje i podaje rękę chłopakowi z lekkim ukłonem.
-Mi również.