Przepraszam, ale miałam problemy rodzinne i cierpiałam na brak weny. Poza tym nie mogłam się zdyscyplinować, bo nie było zbyt wielu komentarzy. Przepraszam. Rozdział jest odrobinę nudny, ale proszę, przebrnijcie przez to i napiszcie mi COKOLWIEK o tym fanfiction. Poza tym jest pewna scena, która miała się pojawić już w tamtym rozdziale, ale stale ją przekładam. Na pewno pojawi się w kolejnym, obiecuję.
________________________
Zbiegli szybko po schodach, Louis ciągnąc Harry'ego za nadgarstek, i gwałtownie wypadli na ulicę.
________________________
Zbiegli szybko po schodach, Louis ciągnąc Harry'ego za nadgarstek, i gwałtownie wypadli na ulicę.
-Czy zdajesz sobie sprawę, że kluby jeszcze nie są otwarte, bo jest południe? - spytał zielonooki. - Gdzie ty się tak spieszysz?
-Chcę być po prostu jak najdalej stąd.
-Co nie zmienia faktu, że nie upijesz się przez kolejne dziewięć godzin. Lub coś koło tego - odpowiedział ze spokojem idąc trochę za szatynem, który nadal szedł zbyt szybko jak na normalnego nastolatka przechadzającego się ulicami Londynu.
-Po prostu idź, okay? - Tomlinson miał trochę załamany głos i nieświadomie kierował się w stronę domu Stylesa. Reszta marszu oraz jazda metrem upłynęła im w niezręcznej ciszy. Dopiero pod drzwiami willi nastolatek wybuchnął.
-Jak mogłeś z nim spać?! - krzyknął tak, jakby tylko to dręczyło go, odkąd przyłapał Jay i Grimshawa na czymś, co zdecydowanie nie było tradycyjną, miłą brytyjską herbatką w południe przy ciastkach zbożowych.
Harry wzruszył tylko ramionami przekraczając próg. Skierował się w stronę salonu, gdzie dojrzał kompletnie nieprzytomnego Desa. Uśmiechnął się na ten widok. Czyli nie będzie jednak zmuszony wciskać mu alkoholu przeplatany z dragami. To świetnie. Wrócił do Louisa i razem weszli po schodach. Zielonooki odezwał się dopiero w pokoju, gdzie usiadł na biurku machając nogami jak siedmioletnia dziewczynka.
-Dlaczego miałem tego nie robić? - odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
-Ale... z nim?!
-Będziesz może teraz mnie obwiniał za to, że twoja matka przespała się z moim byłym? - Harry zaśmiał się gorzko kładąc na kolanach laptopa, którego natychmiast odpalił z zamiarem przejrzenia poczty.
-Nie, ale... No Boże, dlaczego?! - Louis wyraźnie nie potrafił pojąć toku rozumowania swojego nowego przyjaciela.
-Dlaczego ja z nim spałem, czy dlaczego ona z nim spała?
-To drugie - odpowiedział. Przez całą rozmowę chodził nerwowo po pokoju stawiając długie kroki i gwałtownie gestykulując.
-Aha - odpowiedział brunet z poważną miną, chociaż bardzo chciał się zaśmiać. Gdy zobaczył, że nie dostał żadnych wiadomości oprócz spamu, odłożył przedmiot na bok. - Przecież nie wiedziałem, że okaże się gejem pieprzącym kobiety mające dzieci i będące w związku małżeńskim - urwał. Louis nie odpowiedział, więc po chwili dodał jeszcze: - Poza tym zerwaliśmy dawno temu.
Zapanowała napięta cisza, którą odważył się przerwać Styles, gdy milczenie zaczęło być naprawdę uciążliwe.
-Przyjemność sprawia ci takie łażenie w kółko?
-Zamknij się - odpowiedział, ale posłusznie usiadł na łóżku zakrywając oczy pięściami.
-Nie załamuj się - uśmiechnął się brunet.
-Jak mam się nie załamywać, kurwa? Moja matka zdradziła mojego pięćdziesiątego kurwa ojczyma. Może mój ojciec od niej odszedł, bo go zdradziła? Chociaż nie, on był pojebany. I to ona od niego odeszła. Nie dziwię jej się - przerwał na chwilę swój monolog. - Poza tym ja się nie załamuję, tylko jestem w lekkim szoku.
-Tak, tak. Uhm - Harry pokiwał głową z powątpiewaniem.
-Co ja mam teraz zrobić?
-No nie wiem, dobrze by było, gdybyś zaczął od jakichś pigułek na uspokojenie.
-Ja przecież jestem spokojny - odpowiedział, a brunet wstał kierując się do przylegającej do jego pokoju łazienki. Otworzył apteczkę i wyszukał w niej pudełko odpowiednich leków, po czym wrócił do Louisa.
-Nie wezmę tego - szatyn powiedział stanowczym głosem, gdy uniósł wzrok omiatając sylwetkę chłopaka przed sobą.
-Albo to połkniesz po dobroci, albo ci to wepchnę do gardła. Na sucho - powiedział Styles przybierając poważną minę i starał się, aby jego spojrzenie jak najbardziej przypominało stalowy pręt*. - Tak, że jak nie będziesz mógł połknąć będę popychał palcem.
-Okay - poddał się z głosem nasączonym rezygnacją i czymś jakby zażenowaniem, po czym wziął od Harry'ego tabletki i połknął je bez popijania.
-Lubisz się popisywać? - zielonooki uniósł brew.
-Oczywiście.
-Myślę, że powinniście porozmawiać.
-Kto?
-Ty i twoja mama.
-O czym?
-O wazach z dynastii Ming, chociaż sądzę, że odpowiedniejszym tematem byłoby to, co Kleopatra zwykła jeść na śniadanie.
-Nie mogłeś się powstrzymać, co?
-Nie. No więc porozmawiacie? - zielonooki spytał proszącym głosem.
-Nie mam z nią o czym rozmawiać. Nie chcę jej znać.
***
Louis właśnie prosił o trzeci kufel piwa, a Harry miał spore wątpliwości co do tego, czy jest to odpowiedzialna decyzja. Znajdowali się w jednym z Londyńskich klubów dla gejów, który wybrał szatyn. Była to dziwna decyzja, zważając na to, że Styles nadal nic nie wiedział o jego seksualności, ale zgodził się bez wahania, gdyż w takich miejscach czuł się po prostu lepiej. Przynajmniej nie musiał tłumaczyć każdej podrywającej go dziewczynie, że zwyczajnie nie jest nią zainteresowany. Dużym ułatwieniem byłoby założenia koszulki z napisem ,,Jestem homo", albo przyklejenie sobie karteczki z tymi słowami na czole, ale nie był aż tak poirytowany tymi wszystkimi kobiecymi spojrzeniami, by to robić. W tym klubie wyłapywał raczej spojrzenia męskie, ale one były lepsze, bo może jakiś chłopak okaże się odpowiedni, i pozwoli mu się odkochać?
Tymczasem teraz Louis wpatrywał się tępo w jego twarz, jakby był obrazem pod tytułem ,,Adam w raju" i plótł jakieś głupoty niemające żadnego znaczenia (,,Lubisz kucyki Pony, Harry? Myślę, że te tatuaże na ich tyłkach są nieco perwersyjne. I te ich różowe grzywy, po prostu kicz. Nie to, co Kubuś Puchatek."), gdy Harry wolno sączył swoje martini słuchając go jednym uchem i wypuszczając drugim, ponieważ uważne przysłuchiwanie się tym bzdetom mogłoby zaowocować bólem głowy.
-Nie mogę uwierzyć, że tak szybko się upiłeś. Aż mi cię szkoda, naprawdę.
-A mi szkoda Eleanor - odpowiedział głosem pijaczka spod sklepu. - Myśli, że nie wie, że mnie zdradza - prychnął, a Harry'ego po prostu wryło w ziemię, czy podłogę, jak kto woli. Nie mógł uwierzyć, że chciał szantażować Calder i Peazer czymś, o czym Tomlinson doskonale wiedział.
-J-jak to? - spytał drżącym głosem.
-Przyłapałem je na jakiejś imprezie, jak się całowały. Myślały, że się świetnie ukryły w jakiejś niszy na tarasie. Błąd - czknął gestykulując.
-Czemu im o tym nie powiedziałeś? Czemu z nią nie zerwiesz? - nastolatek nadal był w lekkim szoku. Zdecydował się zamówić coś mocniejszego, by skupić myśli (co w rzeczywistości pewnie da efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego, ale nie za bardzo się nad tym zastanawiał w tamtej chwili) więc rzucił krótkie ,,szkocką" w stronę kelnera z powrotem całą uwagę kierując na zataczającego się lekko na stołku barowym przyjaciela.
-Bo nie mam nikogo - zmrużył oczy pociągając z kufla. - Nikogo! - wykrzyknął, po czym zamachnął ręką do tyłu dla podkreślenia swoich słów. Trafił w parę całujących się brunetów, którym powiedział nieprzytomne ,,przyprszm" i odwrócił się w stronę zielonookiego.
-Masz mnie - uśmiechnął się delikatnie chłopak, po czym niepewnie poklepał szatyna po kolanie.
-Tak - położył mu rękę na ramieniu zmniejszając odległość. Wyglądał, jakby tłumaczył komuś wyjątkowo niepojętnemu, że dwa razy dwa jest cztery. - I mam też całkowitą pewność, że jak dowiesz się, co chcę ci zrobić mnie zostawisz - odwrócił się do baru robiąc nieokreślony ruch ręką, by poprosić o kolejne piwo. - Swoją drogą nie dziwię ci się - dodał, a Harry zmarszczył brwi. Tyle rewelacji na dzień to trochę za dużo. I o co w ogóle mu chodziło? Dlaczego chciał go skrzywdzić?
-O czym ty mówisz - spytał, ale tym razem jego głos nie zdradził zdenerwowania.
-To tajemnica - pokręcił mu wskazującym palcem przed nosem prawie zwalając się przy tym ze stołka. - Nie mogę powiedzieć.
-Czemu?
-Bo to tajemnica. A tajemnic się nie zdradza - oświadczył uroczyście, po czym zamówił coś, co brzmiało jak bełkot niezrównoważonego Araba na haju, ale barman i tak zrozumiał jego słowa.
-Okay - Harry poddał się wychylając szklankę pełną szkockiej za jednym zamachem, po czym zamówił kolejną kolejkę. Postanowił, że jutro Louis nie będzie osamotniony w wymiotowaniu do, prawdopodobnie należącej do niego, muszli klozetowej.
***
Delikatne promienie słońca przebiły się przez materiał firanek rozświetlając powolutku pogrążony w ciemnościach pokój. Jeden z promyków prześlizgnął się po ścianie z abstrakcjami, przez łóżko i szafy, aż do stojącego przy przeciwległej ścianie biurka. Sypialnia sekunda po sekundzie wypełniała się delikatnym światłem. Miejsce to, już za kilka minut, miało zostać zalane potokami jesiennych, niezwykle jasnych jak na tę porę roku promieni. Oślepiające wręcz światło nie obudziło jednak leżących w łóżku, splecionych ze sobą nastolatków. Do czasu.
-Zabiję cię kurwa - te miłe słowa wybudziły Harry'ego z twardego, błogiego snu. - Jak mogłeś mi to zrobić?
Była ósma rano, a po nieprzespanej nocy nastolatek chciał tylko leżeć w łóżku i nie ruszać się z niego do wieczora. Z powodu okropnego bólu głowy wrzynającego się w jego czaszkę i rozsadzającego płat czołowy nawet nie zwrócił uwagi na to, że leżeli wtuleni w siebie nie będąc pewnymi kto pierwszy pokonał dzielącą przestrzeń. Styles w ogóle nie zorientował się, że ciepły oddech chłopaka na szyi, w którym kochał się od dawna świadczył o tym, że jego twarz wtulała się w zagłębienie tej części ciała, a miękkie włosy łaskotały jego brodę. To nie było ważne, bo właśnie został brutalnie wyrwany z objęć Morfeusza i nie miał pojęcia dlaczego.
-Co do cholery? - wymamrotał nieprzytomnie, a jego przyjaciel odpowiedział mu równie niemrawym głosem dochodzącym wyraźnie tuż spod jego twarzy. Dopiero teraz, gdy poruszył się lekko w pościeli poczuł, że ktoś na nim leży. I to ktoś, kto zdecydowanie miał piękny i dźwięczny głos Louisa Tomlinsona. No, może nie w tej chwili.
-Dlaczego pozwoliłeś mi tyle wypić, co? Nie jesteś już moim przyjacielem - powiedział, ale nawet nie podniósł głowy ani nie otworzył oczu. - Zwalniam cię, słyszysz?! - podniósł głos, a brunet wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi. - Już nigdy się do ciebie nie odezwę.
Zapanowała krótkotrwała cisza, którą nagle przerwał śmiech Harry'ego, gdy Louis zerwał się z łóżka szybko biegnąc w stronę łazienki i gwałtownie szarpiąc za klamkę drzwi. Po chwili rozległy się niezbyt przyjemne odgłosy wymiotowania, a brunet ułożył się wygodniej w łóżku z zamiarem ponownego zaśnięcia. Nie pozwoliły mu jednak na to zasady moralne, więc z tępym bólem w głowie podniósł się z materaca wolno kierując się w stronę przyjaciela. Stanął w przejściu nonszalancko opierając się o framugę.
-Hej - powiedział delikatnie patrząc ze współczuciem na pochylającego się nad muszlą szatyna. - Co tam? Co robisz? - spytał czysto retorycznie.
-Poluję na słonie kurwa - odpowiedział, gdy skończył wymiotować. - Chyba przestałem być ludzkim wulkanem.
-Raczej wodospadem - zaśmiał się Harry podchodząc nieco bliżej.
-Whatever - mruknął podnosząc się z klęczek i stanął twarzą w twarz z przyjacielem. - Mogę mieć do ciebie jedno pytanie? - spytał, a kiedy nie dostał odpowiedzi stwierdził, że Styles nie ma nic przeciwko temu. - Jak my dotarliśmy do domu? Jakim cudem?
-Z tego wszystkiego, co się wczoraj działo, zadajesz mi pytanie akurat o to? - zaśmiał się chłopak kierując Tomlinsona do umywalki. W półce pod nią znalazł czystą szczoteczkę, którą mu podał.
-Okay, więc teraz inne pytanie. Co wczoraj mówiłem?
Harry parsknął śmiechem patrząc, jak chłopak nakłada odrobinę pasty, zakręca ją, co było wyjątkowo dziwnym zjawiskiem jak na chłopaka i zaczyna myć zęby.
-Różne rzeczy. Gadałeś na przykład coś o tym, że kucyki Pony są perwersyjne, jeśli dobrze pamiętam. Niezbyt cię słuchałem, bo to było kompletnie od rzeczy. Wspominałeś też coś o tym, że Eleanor cię zdradza - zaczął ostrożnie temat posyłając szatynowi niepewne spojrzenie. Nie miał pojęcia jak zareaguje, ale on tylko zmarszczył brwi, po czym wrócił do szczotkowania zębów. Skończył po dwóch minutach dokładnie płucząc usta. Wzdychając przeszedł znów do pokoju, gdzie usiadł na łóżku.
-Tak, zdradziła mnie.
-I nie zamierzasz jej powiedzieć, że wiesz? Zachowujesz się dość nietypowo. Wczoraj zadałem ci podobne pytanie.
-Och i co odpowiedziałem? - spytał, ale kiedy Harry otworzył usta szybko mu przerwał. - Czekaj. Nie. Nie chcę wiedzieć.
-Jesteś pewien?
-Tak. Nie. Nie wiem - powiedział, po czym przyłożył wewnętrzne strony dłoni do oczu. - A ty byś chciał?
-Raczej nie, chociaż jestem ciekawy jak zareagujesz.
-Dobra. To mi nie mów.
-Powiedziałeś, że nie chcesz jej o tym powiedzieć, bo nie masz nikogo. I jeszcze coś o tym, że chcesz mi coś zrobić. Coś, po czym rzekomo cię zostawię - dodał kreśląc w powietrzu znaki cudzysłowia, a Louis głośno jęknął.
-Matko Boska, tylko nie to.
-Nie wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zielonooki uniósł brew uśmiechając się lekko. Mimo dziwnego i na pewien sposób trudnego tematu nie było niezręcznie, wręcz przeciwnie. Byli dosyć rozluźnieni, rozmawiali ze sobą swobodnie.
-Oczywiście, że nie.
-A jak się na ciebie obrażę?
-Też nie.
-Wsadzę pod deszczownicę i zamknę w kabinie prysznicowej?
-Nadal nie - odpowiedział lekkim tonem lekko wzruszając przy tym ramionami.
-Przekonajmy się - mruknął Harry odbijając dłońmi od blatu biurka i szybko zbliżając się do przyjaciela. Z łatwością przewiesił go sobie przez ramię i swobodnym krokiem skierował się w stronę łazienki.
-Puść mnie - krzyknął piskliwym głosem Louis, po czym kopnął z całej siły trzymającego go chłopaka trochę powyżej kolana. Styles tylko wymierzył mu lekkiego klapsa w tyłek znajdujący się na jego ramieniu i wsadził do kabiny prysznicowej trzymając jedną ręką niebieskookiego nastolatka. Drugą przekręcił kurek i na głowę Tomlinsona zaczęła się lać zimna woda. Krzyczał kopiąc gdzie popadnie tak, że i do jego ust nalało się sporo wody. Złapał Harry'ego za koszulkę wciągając go do kabiny i przytrzymał go, aby nie wydostał się z zasięgu cieczy. Przekręcił go tak, że teraz to on był górą, i usiadł mu na biodrach rozkładając na łopatki.
-Myślisz, że wygrałeś? - spytał brunet zaczepnym głosem i przejechał wzrokiem po chłopaku nad sobą. Ociekającym wodą chłopaku w samej tylko mokrej burgundowej koszulce o prostym kroju i bokserkach. Z lepiącymi się do czoła włosami i pięknymi niebieskimi oczami mającymi teraz głęboki, niespotykany kolor. Zielonooki przygryzł wargę. Sądził, że Louis powie coś w stylu ,,znów się na mnie gapisz", ale nic takiego się nie stało. Po prostu wpatrywali się w siebie nic nie mówiąc, a woda lała się i lała na ich głowy, ociekała strumieniami.
-Przepraszam - mruknął w końcu Tomlinson schodząc z bruneta. Zrobiło się niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Bardzo bardzo niezręcznie. Jakby wcześniej nie zdawali sobie sprawy, że ich krocza są do siebie dociśnięte, a oddechy mieszają się ze sobą.
-Nic się nie stało - przyjął wyciągniętą rękę nastolatka, by mógł wstać.
***
-Będę tęsknił - uśmiechnął się Louis przytulając do Harry'ego, gdy stali na peronie. Pociąg pośpieszny odjeżdżał za dziesięć minut, więc mieli jeszcze chwilę czasu na pożegnanie się.
-Tak ja też - pokiwał smutno głową odwzajemniając uścisk.
-I co ja będę robił bez ciebie? I jeszcze w szkole nie będę mógł się zjawić. Czuję, że za nią zatęsknię. Wyobrażam sobie cały dzień łażenia po londyńskich parkach, byleby tylko nie być w domu.
-Masz z nią porozmawiać - powiedział Styles twardym tonem.
-Chyba będę zmuszony.
-I dobrze - stwierdził. - Wracam za kilka dni, tyle chyba wytrzymasz.
-Zobaczymy - mruknął ponuro wodząc wzrokiem po butach przyjaciela.
-Chyba muszę już jechać - powiedział zielonooki słysząc kobiecy głos mówiący o odjeżdżającym pociągu z peronu piątego, na którym właśnie stali. Uśmiechnął się lekko ostatni raz przytulając do nastolatka. Po chwili poczuł ciepłe usta na swoim policzku i już siedział w przedziale wyglądając przez okno. To było niespodziewane, ale bardzo miłe. I dawało nadzieję.
Louis machając do niego musiał przyznać, że będzie tęsknił. I, że to zdecydowanie przestał być już zwykły zakład.
______________________________________________
*Porównanie zaczerpnęłam ze ,,Świata Dysku" Terry Pratcheta. Zajeżdża zżynką, ale jest wyjątkowo trafne i niespotykane, więc nie mogłam się oprzeć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
-Jak mogłeś z nim spać?! - krzyknął tak, jakby tylko to dręczyło go, odkąd przyłapał Jay i Grimshawa na czymś, co zdecydowanie nie było tradycyjną, miłą brytyjską herbatką w południe przy ciastkach zbożowych.
Harry wzruszył tylko ramionami przekraczając próg. Skierował się w stronę salonu, gdzie dojrzał kompletnie nieprzytomnego Desa. Uśmiechnął się na ten widok. Czyli nie będzie jednak zmuszony wciskać mu alkoholu przeplatany z dragami. To świetnie. Wrócił do Louisa i razem weszli po schodach. Zielonooki odezwał się dopiero w pokoju, gdzie usiadł na biurku machając nogami jak siedmioletnia dziewczynka.
-Dlaczego miałem tego nie robić? - odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
-Ale... z nim?!
-Będziesz może teraz mnie obwiniał za to, że twoja matka przespała się z moim byłym? - Harry zaśmiał się gorzko kładąc na kolanach laptopa, którego natychmiast odpalił z zamiarem przejrzenia poczty.
-Nie, ale... No Boże, dlaczego?! - Louis wyraźnie nie potrafił pojąć toku rozumowania swojego nowego przyjaciela.
-Dlaczego ja z nim spałem, czy dlaczego ona z nim spała?
-To drugie - odpowiedział. Przez całą rozmowę chodził nerwowo po pokoju stawiając długie kroki i gwałtownie gestykulując.
-Aha - odpowiedział brunet z poważną miną, chociaż bardzo chciał się zaśmiać. Gdy zobaczył, że nie dostał żadnych wiadomości oprócz spamu, odłożył przedmiot na bok. - Przecież nie wiedziałem, że okaże się gejem pieprzącym kobiety mające dzieci i będące w związku małżeńskim - urwał. Louis nie odpowiedział, więc po chwili dodał jeszcze: - Poza tym zerwaliśmy dawno temu.
Zapanowała napięta cisza, którą odważył się przerwać Styles, gdy milczenie zaczęło być naprawdę uciążliwe.
-Przyjemność sprawia ci takie łażenie w kółko?
-Zamknij się - odpowiedział, ale posłusznie usiadł na łóżku zakrywając oczy pięściami.
-Nie załamuj się - uśmiechnął się brunet.
-Jak mam się nie załamywać, kurwa? Moja matka zdradziła mojego pięćdziesiątego kurwa ojczyma. Może mój ojciec od niej odszedł, bo go zdradziła? Chociaż nie, on był pojebany. I to ona od niego odeszła. Nie dziwię jej się - przerwał na chwilę swój monolog. - Poza tym ja się nie załamuję, tylko jestem w lekkim szoku.
-Tak, tak. Uhm - Harry pokiwał głową z powątpiewaniem.
-Co ja mam teraz zrobić?
-No nie wiem, dobrze by było, gdybyś zaczął od jakichś pigułek na uspokojenie.
-Ja przecież jestem spokojny - odpowiedział, a brunet wstał kierując się do przylegającej do jego pokoju łazienki. Otworzył apteczkę i wyszukał w niej pudełko odpowiednich leków, po czym wrócił do Louisa.
-Nie wezmę tego - szatyn powiedział stanowczym głosem, gdy uniósł wzrok omiatając sylwetkę chłopaka przed sobą.
-Albo to połkniesz po dobroci, albo ci to wepchnę do gardła. Na sucho - powiedział Styles przybierając poważną minę i starał się, aby jego spojrzenie jak najbardziej przypominało stalowy pręt*. - Tak, że jak nie będziesz mógł połknąć będę popychał palcem.
-Okay - poddał się z głosem nasączonym rezygnacją i czymś jakby zażenowaniem, po czym wziął od Harry'ego tabletki i połknął je bez popijania.
-Lubisz się popisywać? - zielonooki uniósł brew.
-Oczywiście.
-Myślę, że powinniście porozmawiać.
-Kto?
-Ty i twoja mama.
-O czym?
-O wazach z dynastii Ming, chociaż sądzę, że odpowiedniejszym tematem byłoby to, co Kleopatra zwykła jeść na śniadanie.
-Nie mogłeś się powstrzymać, co?
-Nie. No więc porozmawiacie? - zielonooki spytał proszącym głosem.
-Nie mam z nią o czym rozmawiać. Nie chcę jej znać.
***
Louis właśnie prosił o trzeci kufel piwa, a Harry miał spore wątpliwości co do tego, czy jest to odpowiedzialna decyzja. Znajdowali się w jednym z Londyńskich klubów dla gejów, który wybrał szatyn. Była to dziwna decyzja, zważając na to, że Styles nadal nic nie wiedział o jego seksualności, ale zgodził się bez wahania, gdyż w takich miejscach czuł się po prostu lepiej. Przynajmniej nie musiał tłumaczyć każdej podrywającej go dziewczynie, że zwyczajnie nie jest nią zainteresowany. Dużym ułatwieniem byłoby założenia koszulki z napisem ,,Jestem homo", albo przyklejenie sobie karteczki z tymi słowami na czole, ale nie był aż tak poirytowany tymi wszystkimi kobiecymi spojrzeniami, by to robić. W tym klubie wyłapywał raczej spojrzenia męskie, ale one były lepsze, bo może jakiś chłopak okaże się odpowiedni, i pozwoli mu się odkochać?
Tymczasem teraz Louis wpatrywał się tępo w jego twarz, jakby był obrazem pod tytułem ,,Adam w raju" i plótł jakieś głupoty niemające żadnego znaczenia (,,Lubisz kucyki Pony, Harry? Myślę, że te tatuaże na ich tyłkach są nieco perwersyjne. I te ich różowe grzywy, po prostu kicz. Nie to, co Kubuś Puchatek."), gdy Harry wolno sączył swoje martini słuchając go jednym uchem i wypuszczając drugim, ponieważ uważne przysłuchiwanie się tym bzdetom mogłoby zaowocować bólem głowy.
-Nie mogę uwierzyć, że tak szybko się upiłeś. Aż mi cię szkoda, naprawdę.
-A mi szkoda Eleanor - odpowiedział głosem pijaczka spod sklepu. - Myśli, że nie wie, że mnie zdradza - prychnął, a Harry'ego po prostu wryło w ziemię, czy podłogę, jak kto woli. Nie mógł uwierzyć, że chciał szantażować Calder i Peazer czymś, o czym Tomlinson doskonale wiedział.
-J-jak to? - spytał drżącym głosem.
-Przyłapałem je na jakiejś imprezie, jak się całowały. Myślały, że się świetnie ukryły w jakiejś niszy na tarasie. Błąd - czknął gestykulując.
-Czemu im o tym nie powiedziałeś? Czemu z nią nie zerwiesz? - nastolatek nadal był w lekkim szoku. Zdecydował się zamówić coś mocniejszego, by skupić myśli (co w rzeczywistości pewnie da efekt dokładnie odwrotny do zamierzonego, ale nie za bardzo się nad tym zastanawiał w tamtej chwili) więc rzucił krótkie ,,szkocką" w stronę kelnera z powrotem całą uwagę kierując na zataczającego się lekko na stołku barowym przyjaciela.
-Bo nie mam nikogo - zmrużył oczy pociągając z kufla. - Nikogo! - wykrzyknął, po czym zamachnął ręką do tyłu dla podkreślenia swoich słów. Trafił w parę całujących się brunetów, którym powiedział nieprzytomne ,,przyprszm" i odwrócił się w stronę zielonookiego.
-Masz mnie - uśmiechnął się delikatnie chłopak, po czym niepewnie poklepał szatyna po kolanie.
-Tak - położył mu rękę na ramieniu zmniejszając odległość. Wyglądał, jakby tłumaczył komuś wyjątkowo niepojętnemu, że dwa razy dwa jest cztery. - I mam też całkowitą pewność, że jak dowiesz się, co chcę ci zrobić mnie zostawisz - odwrócił się do baru robiąc nieokreślony ruch ręką, by poprosić o kolejne piwo. - Swoją drogą nie dziwię ci się - dodał, a Harry zmarszczył brwi. Tyle rewelacji na dzień to trochę za dużo. I o co w ogóle mu chodziło? Dlaczego chciał go skrzywdzić?
-O czym ty mówisz - spytał, ale tym razem jego głos nie zdradził zdenerwowania.
-To tajemnica - pokręcił mu wskazującym palcem przed nosem prawie zwalając się przy tym ze stołka. - Nie mogę powiedzieć.
-Czemu?
-Bo to tajemnica. A tajemnic się nie zdradza - oświadczył uroczyście, po czym zamówił coś, co brzmiało jak bełkot niezrównoważonego Araba na haju, ale barman i tak zrozumiał jego słowa.
-Okay - Harry poddał się wychylając szklankę pełną szkockiej za jednym zamachem, po czym zamówił kolejną kolejkę. Postanowił, że jutro Louis nie będzie osamotniony w wymiotowaniu do, prawdopodobnie należącej do niego, muszli klozetowej.
***
Delikatne promienie słońca przebiły się przez materiał firanek rozświetlając powolutku pogrążony w ciemnościach pokój. Jeden z promyków prześlizgnął się po ścianie z abstrakcjami, przez łóżko i szafy, aż do stojącego przy przeciwległej ścianie biurka. Sypialnia sekunda po sekundzie wypełniała się delikatnym światłem. Miejsce to, już za kilka minut, miało zostać zalane potokami jesiennych, niezwykle jasnych jak na tę porę roku promieni. Oślepiające wręcz światło nie obudziło jednak leżących w łóżku, splecionych ze sobą nastolatków. Do czasu.
-Zabiję cię kurwa - te miłe słowa wybudziły Harry'ego z twardego, błogiego snu. - Jak mogłeś mi to zrobić?
Była ósma rano, a po nieprzespanej nocy nastolatek chciał tylko leżeć w łóżku i nie ruszać się z niego do wieczora. Z powodu okropnego bólu głowy wrzynającego się w jego czaszkę i rozsadzającego płat czołowy nawet nie zwrócił uwagi na to, że leżeli wtuleni w siebie nie będąc pewnymi kto pierwszy pokonał dzielącą przestrzeń. Styles w ogóle nie zorientował się, że ciepły oddech chłopaka na szyi, w którym kochał się od dawna świadczył o tym, że jego twarz wtulała się w zagłębienie tej części ciała, a miękkie włosy łaskotały jego brodę. To nie było ważne, bo właśnie został brutalnie wyrwany z objęć Morfeusza i nie miał pojęcia dlaczego.
-Co do cholery? - wymamrotał nieprzytomnie, a jego przyjaciel odpowiedział mu równie niemrawym głosem dochodzącym wyraźnie tuż spod jego twarzy. Dopiero teraz, gdy poruszył się lekko w pościeli poczuł, że ktoś na nim leży. I to ktoś, kto zdecydowanie miał piękny i dźwięczny głos Louisa Tomlinsona. No, może nie w tej chwili.
-Dlaczego pozwoliłeś mi tyle wypić, co? Nie jesteś już moim przyjacielem - powiedział, ale nawet nie podniósł głowy ani nie otworzył oczu. - Zwalniam cię, słyszysz?! - podniósł głos, a brunet wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi. - Już nigdy się do ciebie nie odezwę.
Zapanowała krótkotrwała cisza, którą nagle przerwał śmiech Harry'ego, gdy Louis zerwał się z łóżka szybko biegnąc w stronę łazienki i gwałtownie szarpiąc za klamkę drzwi. Po chwili rozległy się niezbyt przyjemne odgłosy wymiotowania, a brunet ułożył się wygodniej w łóżku z zamiarem ponownego zaśnięcia. Nie pozwoliły mu jednak na to zasady moralne, więc z tępym bólem w głowie podniósł się z materaca wolno kierując się w stronę przyjaciela. Stanął w przejściu nonszalancko opierając się o framugę.
-Hej - powiedział delikatnie patrząc ze współczuciem na pochylającego się nad muszlą szatyna. - Co tam? Co robisz? - spytał czysto retorycznie.
-Poluję na słonie kurwa - odpowiedział, gdy skończył wymiotować. - Chyba przestałem być ludzkim wulkanem.
-Raczej wodospadem - zaśmiał się Harry podchodząc nieco bliżej.
-Whatever - mruknął podnosząc się z klęczek i stanął twarzą w twarz z przyjacielem. - Mogę mieć do ciebie jedno pytanie? - spytał, a kiedy nie dostał odpowiedzi stwierdził, że Styles nie ma nic przeciwko temu. - Jak my dotarliśmy do domu? Jakim cudem?
-Z tego wszystkiego, co się wczoraj działo, zadajesz mi pytanie akurat o to? - zaśmiał się chłopak kierując Tomlinsona do umywalki. W półce pod nią znalazł czystą szczoteczkę, którą mu podał.
-Okay, więc teraz inne pytanie. Co wczoraj mówiłem?
Harry parsknął śmiechem patrząc, jak chłopak nakłada odrobinę pasty, zakręca ją, co było wyjątkowo dziwnym zjawiskiem jak na chłopaka i zaczyna myć zęby.
-Różne rzeczy. Gadałeś na przykład coś o tym, że kucyki Pony są perwersyjne, jeśli dobrze pamiętam. Niezbyt cię słuchałem, bo to było kompletnie od rzeczy. Wspominałeś też coś o tym, że Eleanor cię zdradza - zaczął ostrożnie temat posyłając szatynowi niepewne spojrzenie. Nie miał pojęcia jak zareaguje, ale on tylko zmarszczył brwi, po czym wrócił do szczotkowania zębów. Skończył po dwóch minutach dokładnie płucząc usta. Wzdychając przeszedł znów do pokoju, gdzie usiadł na łóżku.
-Tak, zdradziła mnie.
-I nie zamierzasz jej powiedzieć, że wiesz? Zachowujesz się dość nietypowo. Wczoraj zadałem ci podobne pytanie.
-Och i co odpowiedziałem? - spytał, ale kiedy Harry otworzył usta szybko mu przerwał. - Czekaj. Nie. Nie chcę wiedzieć.
-Jesteś pewien?
-Tak. Nie. Nie wiem - powiedział, po czym przyłożył wewnętrzne strony dłoni do oczu. - A ty byś chciał?
-Raczej nie, chociaż jestem ciekawy jak zareagujesz.
-Dobra. To mi nie mów.
-Powiedziałeś, że nie chcesz jej o tym powiedzieć, bo nie masz nikogo. I jeszcze coś o tym, że chcesz mi coś zrobić. Coś, po czym rzekomo cię zostawię - dodał kreśląc w powietrzu znaki cudzysłowia, a Louis głośno jęknął.
-Matko Boska, tylko nie to.
-Nie wyjaśnisz mi, o co chodzi? - zielonooki uniósł brew uśmiechając się lekko. Mimo dziwnego i na pewien sposób trudnego tematu nie było niezręcznie, wręcz przeciwnie. Byli dosyć rozluźnieni, rozmawiali ze sobą swobodnie.
-Oczywiście, że nie.
-A jak się na ciebie obrażę?
-Też nie.
-Wsadzę pod deszczownicę i zamknę w kabinie prysznicowej?
-Nadal nie - odpowiedział lekkim tonem lekko wzruszając przy tym ramionami.
-Przekonajmy się - mruknął Harry odbijając dłońmi od blatu biurka i szybko zbliżając się do przyjaciela. Z łatwością przewiesił go sobie przez ramię i swobodnym krokiem skierował się w stronę łazienki.
-Puść mnie - krzyknął piskliwym głosem Louis, po czym kopnął z całej siły trzymającego go chłopaka trochę powyżej kolana. Styles tylko wymierzył mu lekkiego klapsa w tyłek znajdujący się na jego ramieniu i wsadził do kabiny prysznicowej trzymając jedną ręką niebieskookiego nastolatka. Drugą przekręcił kurek i na głowę Tomlinsona zaczęła się lać zimna woda. Krzyczał kopiąc gdzie popadnie tak, że i do jego ust nalało się sporo wody. Złapał Harry'ego za koszulkę wciągając go do kabiny i przytrzymał go, aby nie wydostał się z zasięgu cieczy. Przekręcił go tak, że teraz to on był górą, i usiadł mu na biodrach rozkładając na łopatki.
-Myślisz, że wygrałeś? - spytał brunet zaczepnym głosem i przejechał wzrokiem po chłopaku nad sobą. Ociekającym wodą chłopaku w samej tylko mokrej burgundowej koszulce o prostym kroju i bokserkach. Z lepiącymi się do czoła włosami i pięknymi niebieskimi oczami mającymi teraz głęboki, niespotykany kolor. Zielonooki przygryzł wargę. Sądził, że Louis powie coś w stylu ,,znów się na mnie gapisz", ale nic takiego się nie stało. Po prostu wpatrywali się w siebie nic nie mówiąc, a woda lała się i lała na ich głowy, ociekała strumieniami.
-Przepraszam - mruknął w końcu Tomlinson schodząc z bruneta. Zrobiło się niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Bardzo bardzo niezręcznie. Jakby wcześniej nie zdawali sobie sprawy, że ich krocza są do siebie dociśnięte, a oddechy mieszają się ze sobą.
-Nic się nie stało - przyjął wyciągniętą rękę nastolatka, by mógł wstać.
***
-Będę tęsknił - uśmiechnął się Louis przytulając do Harry'ego, gdy stali na peronie. Pociąg pośpieszny odjeżdżał za dziesięć minut, więc mieli jeszcze chwilę czasu na pożegnanie się.
-Tak ja też - pokiwał smutno głową odwzajemniając uścisk.
-I co ja będę robił bez ciebie? I jeszcze w szkole nie będę mógł się zjawić. Czuję, że za nią zatęsknię. Wyobrażam sobie cały dzień łażenia po londyńskich parkach, byleby tylko nie być w domu.
-Masz z nią porozmawiać - powiedział Styles twardym tonem.
-Chyba będę zmuszony.
-I dobrze - stwierdził. - Wracam za kilka dni, tyle chyba wytrzymasz.
-Zobaczymy - mruknął ponuro wodząc wzrokiem po butach przyjaciela.
-Chyba muszę już jechać - powiedział zielonooki słysząc kobiecy głos mówiący o odjeżdżającym pociągu z peronu piątego, na którym właśnie stali. Uśmiechnął się lekko ostatni raz przytulając do nastolatka. Po chwili poczuł ciepłe usta na swoim policzku i już siedział w przedziale wyglądając przez okno. To było niespodziewane, ale bardzo miłe. I dawało nadzieję.
Louis machając do niego musiał przyznać, że będzie tęsknił. I, że to zdecydowanie przestał być już zwykły zakład.
______________________________________________
*Porównanie zaczerpnęłam ze ,,Świata Dysku" Terry Pratcheta. Zajeżdża zżynką, ale jest wyjątkowo trafne i niespotykane, więc nie mogłam się oprzeć. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.