Chciałam tylko napisać, że dziękuję za wszystkie komentarze. Oprócz tego teraz rozdziały mogą zacząć nie pojawiać się regularnie (i tak się nie pojawiały, lel, ale się przynajmniej starałam i nie czekałyście dłużej niż dwa tygodnie), bo zaczął się rok szkolny, a nawet nie wiecie jak bardzo zależy mi na dobrych ocenach.
Co do Legacy, to przepraszam was z całego serca, ale zacznę je kontynuować dopiero po zakończeniu tego. Wiem, że to nie fair w stosunku do was, dlatego jeszcze raz przepraszam, ale po prostu nie dam rady pisać dwóch fanfików jednocześnie. Muszę zebrać pomysły na nie i w ogóle. To też w sumie zaczęłam pod wpływem impulsu i wyszło nie najgorzej, ale nie dam rady. Przepraszam.
Co do rozdziału, to nie podoba mi się, ale trudno, sami osądźcie.
Co do Legacy, to przepraszam was z całego serca, ale zacznę je kontynuować dopiero po zakończeniu tego. Wiem, że to nie fair w stosunku do was, dlatego jeszcze raz przepraszam, ale po prostu nie dam rady pisać dwóch fanfików jednocześnie. Muszę zebrać pomysły na nie i w ogóle. To też w sumie zaczęłam pod wpływem impulsu i wyszło nie najgorzej, ale nie dam rady. Przepraszam.
Co do rozdziału, to nie podoba mi się, ale trudno, sami osądźcie.
_____________________________________
- Ile mam czekać? - Louis krzyknął nerwowo tupiąc nogą. Stoi pod drzwiami obserwując stojącego w potokach deszczu Harry'ego. Jego obcisłe spodnie powoli przesiąkają wodą, ale rozmawia z taksówkarzem głowę chowając w oknie, co sprawia, że przynajmniej jego loki nie staną się jeszcze bardziej mokre.
Tomlinson ma okazję podziwiać tyłek zielonookiego i w normalnej sytuacji by nie narzekał, ale teraz jest mu okropnie zimno i nawet jego bielizna jest przemoczona, a to nie jest zbyt komfortowe, więc musi ponarzekać.
Tak dla zasady.
Głowa Stylesa powoli wynurza się z taksówki, krótko dziękuje kierowcy, odwraca się i patrzy chwilkę na szatyna, który dopiero teraz zdaje sobie sprawę jak ohydnie musi wyglądać cały mokry i z oklapniętymi włosami. Spuszcza wzrok zawstydzony. On nie miał prawa go tak widzieć, jest idiotą, że nie pomyślał o tym wcześniej.
Mimo to Harry spogląda na niego z delikatnym uśmiechem, wygląda na rozluźnionego, w jego oczach pobłyskuje coś wyglądającego jak szczęście.
To szczery uśmiech.
Taki, którego jeszcze miesiąc temu próżno było szukać na twarzy bruneta.
I to jest cudowne.
Louis decyduje się przerwać niezręczną ciszę. Odchrząkuje lekko i pyta: - Wchodzimy?
Harry czuje się głupio z faktem, że tak gapił się na przyjaciela.
- Tak, jasne. Wchodź śmiało.
Tomlinson odwraca się i uchyla drzwi, a następnie obraca się, by poczekać na zielonookiego. Nie chce wchodzić pierwszy, jest pełen obaw co do pana Stylesa, który ostatnim razem nie potraktował go zbyt miło. Wolał nie wiedzieć jakie słowa popłynęłyby z jego ust, gdyby wszedł do jego domu bez pukania, będąc jednocześnie bardzo przemoczonym.
Harry kilkoma długimi krokami pokonał dzielącą ich przestrzeń, złapał za klamkę i ukłonił się po raz drugi dzisiejszego dnia gestem zapraszając gościa do środka. Louis wszedł niepewnie i zdjął Vansy, w których była woda. Ponownie otworzył drzwi, zamknięte uprzednio przez zielonookiego i wylał ją. Ustawił równo buty i stanął twarzą w twarz z przyjacielem.
Stanowczo zbyt blisko.
Patrzą się na siebie może kilka sekund, a może godzinę, aż w końcu szatyn przerywa ciszę.
- Harry?
- Tak?
- Ja... Stoimy w kałuży - stwierdza, a Styles natychmiast cofa się o krok i patrzy na podłogę. Rzuca ciche ,,kurwa", na co Tommo śmieje się perliście. - Chodźmy na górę.
- Tak. Myślę, że to dobry pomysł - mówi, po czym łapie przyjaciela za rękę. Odwraca się i prawie wchodzi w twarz swojego ojca. - Hej tato! - mówi z udawanym entuzjazmem, jednak fałszu nie da się wychwycić. - Co tam?
- Gdzie byłeś? - Des pyta ponuro wpatrując się w niego, jakby był wkurzony i miał ochotę coś zrobić swojemu jedynemu synowi. Jego głos jest szorstki, chropowaty i Tomlinson czuje, jak przez jego ciało przechodzą ciarki. Sądzi, że powinien wyszarpnąć nadgarstek z dłoni wyższego chłopaka, ale nie potrafi tego zrobić.
- W Bradford; mówiłem ci, że wyjeżdżam - odpowiada nadal głupio się szczerząc. Cofa się na bezpieczną odległość, bo stanie tak blisko mężczyzny jest dosyć nieprzyjemne. Widoczne Des dawno zaniedbał mycie zębów. I ogólnie branie prysznica. Uśmiechanie się to nienajlepszy pomysł i doskonale sobie zdaje z tego sprawę, ale nie może przestać. Nie w tamtym momencie.
- Zwinąłeś moją kartę - bardziej stwierdza, niż pyta Des. Nadal jest przerażająco ponury, jego włosy są zmierzwione, ale nie w ten uroczy sposób, jak u Louisa. Są potargane, przetłuszczone, brudne i zbyt długie jak na pięćdziesięciolatka, a jego oczy ciemne, prawie czarne.
- To nie prawda, musiałeś ją gdzieś zapodziać - odpowiada Harry jednocześnie machając lekceważąco ręką.
- Sugerujesz, że kłamię?
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu...
- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że jestem kłamcą?
Styles bardzo chce się roześmiać, ale wie, że nie może. Jego ojciec nie przyjmuje do świadomości żadnej informacji i wszystko przekręca, ale powiedzenie mu tego byłoby co najmniej nierozsądne. Do jaskini smoka się nie wchodzi, prawda?
- Nie zasugerowałem, że jesteś kłamcą. Karta mogła ci się gdzieś zwyczajnie zapodziać - Harry tłumaczy cierpliwie, wyraźnie wypowiadając każde słowo. - Jeśli chcesz poszukam jej razem z tobą, musiała gdzieś zginąć w tym bałaganie. Razem raz dwa ją znajdziemy!
Ryzykuje sporo, zwłaszcza, że jest z nim Tomlinson, ale musi sprawić, że Des się uspokoi, zapali skręta albo chociaż jedno z jego ulubionych kubańskich cygar i odpręży.
- Jestem pewien, że to ty ukradłeś tę kartę. Oddaj ją.
Obaj mówią spokojnie, ale w całym holu panuje wyraźnie wyczuwalne napięcie.
- Ile razy jeszcze mam ci powtarzać, że jej nie ukradłem?! - Harry unosi głos wyrzucając w górę ręce, a Tomlinson gratuluje mu w myślach umiejętności aktorskich. W jego głosie naprawdę słychać oburzenie. - Jak możesz mnie o to posądzać?!
Przez chwilę patrzą na siebie nie mrugając. Zielonooki ze złością, jego ojciec emanując spokojem i czymś niepokojącym, tajemniczym, czego nie da się opisać, trzeba poczuć.
- Dobrze - mówi mężczyzna spokojnie. - Dobrze.
Nagle mocno łapie swojego syna za szyję i przyciska do ściany. Louis cofa się patrząc na tę scenę z przerażeniem, nie mając pojęcia co zrobić. Harry wygląda jakby zaczynało powoli braknąć mu tchu, ale nadal jego twarz jest dumna i wyniosła.
- Mówię to ostatni raz. Nie będę się więcej powtarzać - mówi Des ostrym głosem. - Masz mi oddać moją kartę bankomatową, albo się policzymy. Rozumiesz?
Trzyma syna jeszcze chwilę, po czym pluje na niego i puszcza. Harry wodzi za mężczyzną wrogim wzrokiem, gdy ten kieruje się w stronę salonu, po czym palcami ściera ślinę z twarzy. Strzepuje ją z obrzydzeniem i patrzy zimno na Louisa. Nie wie czego się po nim spodziewać. Może on teraz nim gardzi i nie chce go znać? Może czuje się obrzydzony i zaraz wybiegnie? A może jest zniesmaczony jego sytuacją rodzinną i nie chce przyjaźnić się z kimś, kogo ojciec nie jest do końca zrównoważony?
Jakaś cząstka Stylesa wie, że to niemożliwe, że każdy, tylko nie Louis, ale Harry nie jest nauczony myśleć optymistycznie. To do niego nie pasuje. Nie pasuje do jego reputacji ,,tego, który z nikim nie rozmawia i wszystkich ma głęboko w dupie, a jego mina jest zawsze ponura".
I Louis chyba zdaje sobie sprawę z niewesołych myśli zielonookiego, bo szybko pokonuje dzielące ich metry, zarzuca ręce na szyję i przyciąga do ciasnego przytulenia, którym chce przekazać wszystko, czego nie może słowami, i może to jest banalne i takie przewidywalne i nudne, ale jest też piękne i prawdziwe, i nikt nie może tego kwestionować.
Harry jest skołowaciały. Nie oddaje uścisku, po prostu patrzy się przed siebie, ale nic nie widzi. Nie myśli.
Tylko istnieje.
Tylko istnieje.
Po minucie lub dwóch Tomlinson odrywa się od chłopaka i zaczyna wpatrywać się w jego oczy, jak gdyby dzięki tej czynności mógł odczytać jego myśli. Wzrok nadal ma pusty, dlatego Louis stara się wyrwać go z transu delikatnie i z czułością przejeżdżając opuszkiem kciuka po jego policzku. Styles zerka w dół patrząc na niego zimno. Jego wyraz twarzy nie zmienił się od nieprzyjemnej rozmowy z ojcem - nadal jest niesamowicie wyniosły.
- Harry, powiedz coś - mówi, a brunet patrzy na niego z góry. Teraz bardziej smutno. Chwilę zajmuje mu zorientowanie się, że Louis nie ma złych zamiarów. Wzdychając przeciera twarz dłońmi, na których znajduje się kilka sygnetów i obrączek, po czym cicho mówi ,,chodźmy", kładąc rękę na plecach Tomlinsona, by skierować go ku schodom. Brzmi na zmęczonego, wręcz wyczerpanego. Wspinają się w ciszy, Harry cały czas idzie za mniejszym, ma spuszczoną głowę.
- Harry, ja... - zaczyna Louis, gdy drzwi zamykają się za nimi z ponurym trzaskiem.
- Nie. Proszę nie rozmawiajmy o tym, dobrze? - pyta, a w jego oczach widać smutek i błaganie, więc Louis ulega.
- Dobrze - prawie szepcze i odwraca się w stronę okna. Pogoda powoli się poprawia, zza ciężkich, szarych chmur przenikają nieśmiałe promienie słońca. Nie zwraca uwagi na Stylesa, który znika za drzwiami, a po chwili słuchać lejącą się do umywalki wodę. Wraca po trzech minutach z czerwoną twarzą i lokami, które są nieco bardziej mokre przy twarzy. Patrzy przez sekundę na Louisa z lekko rozchylonymi ustami i wybałuszonymi oczami, po czym bez słowa łapie go za nadgarstek i prowadzi do łazienki.
- Boże, Lou - mruczy pod nosem.
- Co? - uśmiecha się lekko chłopak widząc zmianę w jego zachowaniu.
- Rozchorujesz się i to będzie moja wina. Pod prysznic. Już. W tamtej szafce masz ręczniki.
Mówi, wskazuje odpowiednią półkę i wychodzi, po czym rzuca się na łóżko wydając z siebie głośny, przeciągły jęk. Po kilku minutach orientuje się, że nie powinien tak leżeć, ponieważ jest mokry, więc szybko wstaje i podchodzi do ogromnej, czarnej szafy. Ściąga z siebie koszulkę, a następnie jakoś zdejmuje spodnie i skarpetki. Stoi kilka minut lekko przygarbiony wpatrując się tępo w jeden punkt. W końcu niewiele myśląc wyciąga byle które dresy i jakąś starą koszulkę i odwraca się, a jego wzrok natychmiast ląduje na Louisie, który stoi w drzwiach prowadzących do łazienki mając na sobie jedynie, luźno przepasany w biodrach, biały ręcznik.
Gapią się na siebie kilka minut wodząc wzrokiem po nagich torsach i zarysowanych mięśniach brzucha, po tatuażach, które odszyfrować mogli jedynie oni sami.
Gapią się na siebie kilka minut wodząc wzrokiem po nagich torsach i zarysowanych mięśniach brzucha, po tatuażach, które odszyfrować mogli jedynie oni sami.
Znów jest niezręcznie, ale w pewien sposób miło. Harry czuje, jak jego ciało rozgrzewa się pod wpływem wzroku szatyna, który jest lekko zarumieniony po gorącej kąpieli, jego włosy są kompletnie potargane i sterczą we wszystkie strony, a oczy błyszczą.
- Hej - wydusza z siebie w końcu Styles, a brzmi na kompletnie oczarowanego.
- Cześć.
- Teraz przestanę się na ciebie gapić i się ubiorę - mówi ostrożnie bardzo powoli się pochylając, by założyć spodnie.
- Okay, nie krępuj się - Louis z szerokim uśmiechem rozkłada się w fotelu. - Kiedy skończysz, mógłbyś mi pożyczyć jakieś ciuchy? Trochę mi zimno w tym ręczniku.
Harry pierwszy raz w życiu się rumieni. To nie jest dobre.
- Tak, jasne - wciąga na siebie koszulkę, a potem wyciąga z szafy dresy, najmiększy sweter, jaki udało mu się znaleźć i grube skarpetki, po czym rzuca je w kierunku przyjaciela. Stoi tyłem czekając, aż się ubierze, a gdy słyszy głośne ,,już", obraca się. Sweter jest trochę przyduży, a spodnie muszą być podwinięte, ale nie jest tak źle. Uśmiecha się i wolno podchodzi do Louisa okrążając go i oglądając tak, jakby był drapieżnikiem, który przygląda się swojej sparaliżowanej ofierze przed rzuceniem się na nią. Gdy Tomlinson najmniej się tego spodziewa, łapie go i podnosi trzymając tak, jak pannę młodą, a następnie kładzie na łóżku jedną ręką jednocześnie odgarniając na bok kołdrę i koc. Opatula go ciasno, tak, że nie może się ruszyć, a spod grubej warstwy pościeli wystaje tylko głowa chłopaka, co daje raczej zabawny widok. Jest mu bardzo, bardzo gorąco, ale nie chce sprawić Harry'emu przykrości. Zamiast tego decyduje się kokietować.
- Harry? - pyta przygryzając wargę.
- Tak?
- Tak?
- Nadal mi zimno.
- Przynieść więcej koców?
- Przytul mnie.
-Um... Okay - mówi zielonooki wzruszając lekko ramionami, jakby chciał powiedzieć ,,co mi szkodzi". Wchodzi, a właściwie wciska się do utworzonego z pościeli kokonu i obejmuje ramieniem Louisa, który natychmiast oplatuje jego talię wciskając twarz w zagłębienie szyi. Czuje jego oddech na obojczyku i wie, że to jest złe. Ma chłopaka, ale jakoś nie może w tamtej chwili o nim myśleć. Jest odrobinę spięty, ale rozluźnia się po kilku minutach.
- Cieplej?
- Tak.
-Um... Okay - mówi zielonooki wzruszając lekko ramionami, jakby chciał powiedzieć ,,co mi szkodzi". Wchodzi, a właściwie wciska się do utworzonego z pościeli kokonu i obejmuje ramieniem Louisa, który natychmiast oplatuje jego talię wciskając twarz w zagłębienie szyi. Czuje jego oddech na obojczyku i wie, że to jest złe. Ma chłopaka, ale jakoś nie może w tamtej chwili o nim myśleć. Jest odrobinę spięty, ale rozluźnia się po kilku minutach.
- Cieplej?
- Tak.
Awh w końcu Larry ❤ świetny rozdział
OdpowiedzUsuń@girl_lovesdraco
Larry larry larry larry ❤️ nareszcieee
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział kocham jak oby dwoje są zawstydzeni i nie wiedza co powiedzieć albo zrobić
@nakedxash
Larreh *o*
OdpowiedzUsuńrozdział super (:
@boobmixer_
jestem rozdarta, bo kocham Zarry'ego tak samo jak Larry'ego ;_;
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać kiedy wrócą do szkoły z Zaynem i pokazów zazdrości Louisa :D
czekam na następny :)
@PolishCurls
Oficjalnie mam ochotę skrobnąć ojca Harry'ego przez łeb! Czy autorka wyraża na to zgodę?
OdpowiedzUsuńDzisiaj moje serduszko zostało roztrzaskane na milion kawałeczków, ale moment kiedy Harry przytula Louisa spowodował, że moje serduszko jest tak bardzo rozczulone :3 Dziękuję ci za to bardzo :*
I mam pytanie do autorki...jak sobie wyobrażasz bohaterów? W sensie z jakiego okresu (2010 rok, 2011 itd) ich sobie wyobrażasz? Bardzo mnie to ciekawi ;)
Boże ten rozdział był taki uroczy, że aż nie wiem co napisać haha
OdpowiedzUsuńJeju tata Harryego jest taki głupi, wkurzył mnie oki
Naprawdę nie wiem co pisać, po prostu świetny rozdział i czekam na następny!
Kocham Cię i życzę weny! ;)
@ahmyHazz