Dlaczego tak słabo komentujecie? :c
To prawdopodobnie jest ostatni rozdział i będzie jeszcze epilog, na który tak bardzo czekacie, bo obiecuję, że wszystko się wyjaśni.
__________________________________________________
- Nie.
To prawdopodobnie jest ostatni rozdział i będzie jeszcze epilog, na który tak bardzo czekacie, bo obiecuję, że wszystko się wyjaśni.
__________________________________________________
- Nie.
- Czy...
- Nie.
- Nawet...
- Nie. Kurwa nie. Przez jebaną godzinę zadajesz mi jebane pytania i na każde z nich, moja jebana odpowiedź to było jebane ,,nie", wiec po prostu postaw jebane ,,x" przy reszcie tych jebanych pytań i kurwa jebana jego mać miejmy to już za sobą.
Patrzą na siebie przez chwilę z zaciekłym wzrokiem, po czym młody, na oko niedoświadczony mężczyzna zaczyna szybko coś pisać wystawiając lekko język. Harry ma dość. Łapie za czarną podkładkę wyrywając ją psychiatrze z ręki i wyrzuca ją przez otwarte drzwi, a kartki rozsypują się po korytarzu.
Fred wybiega z sali lekkim truchtem i woła pielęgniarkę, po czym spokojnie zabiera się do zbierania luźnych stron.
Kobieta podaje Harry'emu jakieś leki uspokajające, po których czuje senność i dziwne odrętwienie. Zasypia.
***
- Dlaczego on cały czas śpi?
- Pielęgniarka powiedziała, że stale dostaje silne leki uspokajające, bo cały czas się awanturuje. Podobno jak tak dalej będzie, to mogą go nawet zamknąć w psychiatryku.
- Och.
Zayn poprawia się na kolanach Liama i mocniej wtula w jego pierś głowę opierając o ramię chłopaka. Louis patrzy na nich spomiędzy palców śmiejąc się w duchu, bo musiałby być głupcem, by nie widzieć jak na siebie patrzą.
Ale radość jest chwilowa, bo sekundę zajmuje mu przypomnienie sobie, w jak parszywej jest sytuacji.
***
- Weź mnie nie dotykaj - Harry odsuwa się nieznacznie od dłoni swojego ojca, z miną wyrażającą obrzydzenie. - Nagle taki wzorowy ojczulek z ciebie? Weź się ode mnie odpieprz, proszę cię. Nie chcę cię tu. Gemma też może sobie darować przychodzenie - dodaje po chwili z goryczą w głosie. - Mogła mnie nie ratować.
- Czyli jednak próbowałeś się zabić? - pyta wyglądając naprawdę smutno. Jego głowa i ramiona są opuszczone, tak, że gęste, brudne włosy opadają mu na twarz, brwi zmarszczone, a usta ściągnięte. Wygląda, jakby chciał skurczyć się w sobie i zniknąć. Wygląda, jakby był zawstydzony, ale Harry sądzi, że zna prawdę.
Śmieje się.
- Oczywiście, że nie.
- Więc...
- Naćpałem się, okay? Naćpałem się i pewnie przedobrzyłem, dobra? Nie chciałem zaćpać się na śmierć. Chciałem uciec od problemów, tak jak ty praktycznie codziennie. Chciałem tylko zapomnieć, a oni robią ze mnie samobójcę. Wielkie mi halo, mało to w Londynie narkomanów? Niech nimi się zajmą, a nie mnie męczą. Następnym razem po prostu nie będę mieszał tylu dragów, i tyle. Uczymy się na błędach, czy coś tam.
- Następnego razu nie będzie.
Harry patrzy przez chwilę na niego z powątpiewaniem.
- Oboje wiemy, że będzie. Ćpam od czternastego roku życia, nie wspomnę, przez kogo. Myślisz, że uda mi się to tak po prostu porzucić?
- Poślę cię na odwyk.
Des jest całkowicie poważny, ale chłopak parska śmiechem, który cichnie, gdy widzi jego ponury wyraz twarzy.
- Żartujesz.
- Ta. Ubaw po pachy.
- Nie możesz tego zrobić.
- Oczywiście, że mogę.
- Mam osiemnaście lat, nie możesz.
- Albo będziesz robił, co ci każę, albo do końca życia będziesz siedział w psychiatryku.
- Wrócił Des, którego znam.
***
- A ty nadal tu siedzisz? - Louis na dźwięk kpiącego głosu unosi nieznacznie głowę. Siedzi zwinięty w kłębek. Ma nogi podwinięte pod klatkę piersiową i szczelnie obejmuje je ramionami. Wydaje się być lekko wystraszony, gdy dostrzega przed sobą ojca Harry'ego. Niepewnie poprawia na nosie okulary, które nosi zamiast soczewek, gdy jest zmęczony, i spogląda na mężczyznę smutnym wzrokiem.
- Tak - mówi lekko ochrypłym od długiego nieodzywania się głosem.
- Kiedy w końcu odpierdolisz się od mojego syna? - pyta, a chłopak na powrót chowa twarz w kolanach.
- Nigdy - szepcze cicho, ale Des na szczęście tego nie słyszy.
- Zdałem ci pytanie.
- Wiem.
- Więc dlaczego nadal tu jesteś? - podnosi głos.
Louis czuje przypływ odwagi, więc wstaje i próbuje spoglądać mężczyźnie w twarz, co jest trudne, bo jest on dużo wyższy od szatyna, ale mimo jakoś udaje mu się patrzeć w jego oczy ze złością i pewnością siebie, co jest pewnie bardzo nieodpowiedzialne i nieprzemyślane, ale buzują w nim zbierane od kilku dni emocje i czuje, że musi je na kimś wyładować, gdzieś, gdziekolwiek, a Des jest bardzo, bardzo słabym, wręcz fatalnym wyjściem, ale jednocześnie najbardziej przystępnym, więc dlaczego nie?
- To, że na mnie krzyczysz i coś tam mi rozkazujesz nie znaczy, że cię posłucham. Przyzwyczaiłeś się do rozkazywania i pomiatania wszystkimi, prawda? Wszystko musi być tak, jak sobie zażyczysz, a kiedy tylko coś pójdzie nie po twojej myśli od razu wściekasz się. Zachowujesz się jak rozpieszczony bachor, który gdy nie dostanie nowej zabawki od razu ma napady histerii. Szczerze, moje siostry są lepiej wychowane od ciebie.
Mężczyzna przez chwilę kiwa głową, z lekkim, bardzo podejrzanym uśmiechem, po czym zdziela Louisa pięścią w twarz, co naprawdę jest do przewidzenia. Chłopak automatycznie łapie się za nos, który zaczyna obwicie krwawić. Ból jest ogłuszający, ale chłopak szybko podejmuje decyzję i niewiele się nad tym zastanawiając oddaje Desowi, który zatacza się lekko w tył. Jego warga krwawi, ale nie bardzo się tym przejmuje i po prostu rzuca na Louisa całym ciężarem ciała. Już chce go ponownie uderzyć w twarz, ale zostaje odciągnięty przez dwie pielęgniarki. Szatyn śmieje się ochryple, patrząc na niego, choć obraz jest rozmazany, gdyż okulary zgubiły się gdzieś w trakcie bójki.
- Jesteś taki żałosny.
- Jeszcze mnie popamiętasz.
- Nie po tym, jak doniosę na policję o tych wszystkich dragach, które masz w domu.
***
- Patrzcie tutaj - James podnosi głos przywołując wszystkich w pokoju, by podeszli do postawionego przed nim laptopa. Wskazuje palcem na kilka linijek i uśmiecha się będąc lekko podnieconym swoim znaleziskiem, gdy wszystkie pochylone nad nim osoby przebiegają wzrokiem po tekście.
- Zawołajcie tych od Calder!
Wokół robi się wielkie zamieszanie, wszyscy rzucają się albo do drzwi, albo do telefonów lub swoich stanowisk pracy. Po jakimś czasie do pokoju wlewa się sznur kolejnych policjantów, bo każdy chce zobaczyć to, co znajduje się na tym blogu. Wszyscy są szczęśliwi i podekscytowani, że ta sprawa w końcu ruszyła do przodu.
- Zadzwoniliście już do Foster?
- Oczywiście.
Po pół godzinie na całym posterunku wrze, bo nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
Radiowóz szybko dojeżdżają do budynku szpitala, który pokonują w biegu. Docierają do pokoju Harry'ego Stylesa, który leży na łóżku rozmawiając z jakimś chłopakiem.
- Musimy cię przesłuchać - mówi zdyszany policjant.
__________________________________________________
Miłego spekulowania!
- Nie.
- Nawet...
- Nie. Kurwa nie. Przez jebaną godzinę zadajesz mi jebane pytania i na każde z nich, moja jebana odpowiedź to było jebane ,,nie", wiec po prostu postaw jebane ,,x" przy reszcie tych jebanych pytań i kurwa jebana jego mać miejmy to już za sobą.
Patrzą na siebie przez chwilę z zaciekłym wzrokiem, po czym młody, na oko niedoświadczony mężczyzna zaczyna szybko coś pisać wystawiając lekko język. Harry ma dość. Łapie za czarną podkładkę wyrywając ją psychiatrze z ręki i wyrzuca ją przez otwarte drzwi, a kartki rozsypują się po korytarzu.
Fred wybiega z sali lekkim truchtem i woła pielęgniarkę, po czym spokojnie zabiera się do zbierania luźnych stron.
Kobieta podaje Harry'emu jakieś leki uspokajające, po których czuje senność i dziwne odrętwienie. Zasypia.
***
- Dlaczego on cały czas śpi?
- Pielęgniarka powiedziała, że stale dostaje silne leki uspokajające, bo cały czas się awanturuje. Podobno jak tak dalej będzie, to mogą go nawet zamknąć w psychiatryku.
- Och.
Zayn poprawia się na kolanach Liama i mocniej wtula w jego pierś głowę opierając o ramię chłopaka. Louis patrzy na nich spomiędzy palców śmiejąc się w duchu, bo musiałby być głupcem, by nie widzieć jak na siebie patrzą.
Ale radość jest chwilowa, bo sekundę zajmuje mu przypomnienie sobie, w jak parszywej jest sytuacji.
***
- Weź mnie nie dotykaj - Harry odsuwa się nieznacznie od dłoni swojego ojca, z miną wyrażającą obrzydzenie. - Nagle taki wzorowy ojczulek z ciebie? Weź się ode mnie odpieprz, proszę cię. Nie chcę cię tu. Gemma też może sobie darować przychodzenie - dodaje po chwili z goryczą w głosie. - Mogła mnie nie ratować.
- Czyli jednak próbowałeś się zabić? - pyta wyglądając naprawdę smutno. Jego głowa i ramiona są opuszczone, tak, że gęste, brudne włosy opadają mu na twarz, brwi zmarszczone, a usta ściągnięte. Wygląda, jakby chciał skurczyć się w sobie i zniknąć. Wygląda, jakby był zawstydzony, ale Harry sądzi, że zna prawdę.
Śmieje się.
- Oczywiście, że nie.
- Więc...
- Naćpałem się, okay? Naćpałem się i pewnie przedobrzyłem, dobra? Nie chciałem zaćpać się na śmierć. Chciałem uciec od problemów, tak jak ty praktycznie codziennie. Chciałem tylko zapomnieć, a oni robią ze mnie samobójcę. Wielkie mi halo, mało to w Londynie narkomanów? Niech nimi się zajmą, a nie mnie męczą. Następnym razem po prostu nie będę mieszał tylu dragów, i tyle. Uczymy się na błędach, czy coś tam.
- Następnego razu nie będzie.
Harry patrzy przez chwilę na niego z powątpiewaniem.
- Oboje wiemy, że będzie. Ćpam od czternastego roku życia, nie wspomnę, przez kogo. Myślisz, że uda mi się to tak po prostu porzucić?
- Poślę cię na odwyk.
Des jest całkowicie poważny, ale chłopak parska śmiechem, który cichnie, gdy widzi jego ponury wyraz twarzy.
- Żartujesz.
- Ta. Ubaw po pachy.
- Nie możesz tego zrobić.
- Oczywiście, że mogę.
- Mam osiemnaście lat, nie możesz.
- Albo będziesz robił, co ci każę, albo do końca życia będziesz siedział w psychiatryku.
- Wrócił Des, którego znam.
***
- A ty nadal tu siedzisz? - Louis na dźwięk kpiącego głosu unosi nieznacznie głowę. Siedzi zwinięty w kłębek. Ma nogi podwinięte pod klatkę piersiową i szczelnie obejmuje je ramionami. Wydaje się być lekko wystraszony, gdy dostrzega przed sobą ojca Harry'ego. Niepewnie poprawia na nosie okulary, które nosi zamiast soczewek, gdy jest zmęczony, i spogląda na mężczyznę smutnym wzrokiem.
- Tak - mówi lekko ochrypłym od długiego nieodzywania się głosem.
- Kiedy w końcu odpierdolisz się od mojego syna? - pyta, a chłopak na powrót chowa twarz w kolanach.
- Nigdy - szepcze cicho, ale Des na szczęście tego nie słyszy.
- Zdałem ci pytanie.
- Wiem.
- Więc dlaczego nadal tu jesteś? - podnosi głos.
Louis czuje przypływ odwagi, więc wstaje i próbuje spoglądać mężczyźnie w twarz, co jest trudne, bo jest on dużo wyższy od szatyna, ale mimo jakoś udaje mu się patrzeć w jego oczy ze złością i pewnością siebie, co jest pewnie bardzo nieodpowiedzialne i nieprzemyślane, ale buzują w nim zbierane od kilku dni emocje i czuje, że musi je na kimś wyładować, gdzieś, gdziekolwiek, a Des jest bardzo, bardzo słabym, wręcz fatalnym wyjściem, ale jednocześnie najbardziej przystępnym, więc dlaczego nie?
- To, że na mnie krzyczysz i coś tam mi rozkazujesz nie znaczy, że cię posłucham. Przyzwyczaiłeś się do rozkazywania i pomiatania wszystkimi, prawda? Wszystko musi być tak, jak sobie zażyczysz, a kiedy tylko coś pójdzie nie po twojej myśli od razu wściekasz się. Zachowujesz się jak rozpieszczony bachor, który gdy nie dostanie nowej zabawki od razu ma napady histerii. Szczerze, moje siostry są lepiej wychowane od ciebie.
Mężczyzna przez chwilę kiwa głową, z lekkim, bardzo podejrzanym uśmiechem, po czym zdziela Louisa pięścią w twarz, co naprawdę jest do przewidzenia. Chłopak automatycznie łapie się za nos, który zaczyna obwicie krwawić. Ból jest ogłuszający, ale chłopak szybko podejmuje decyzję i niewiele się nad tym zastanawiając oddaje Desowi, który zatacza się lekko w tył. Jego warga krwawi, ale nie bardzo się tym przejmuje i po prostu rzuca na Louisa całym ciężarem ciała. Już chce go ponownie uderzyć w twarz, ale zostaje odciągnięty przez dwie pielęgniarki. Szatyn śmieje się ochryple, patrząc na niego, choć obraz jest rozmazany, gdyż okulary zgubiły się gdzieś w trakcie bójki.
- Jesteś taki żałosny.
- Jeszcze mnie popamiętasz.
- Nie po tym, jak doniosę na policję o tych wszystkich dragach, które masz w domu.
***
- Patrzcie tutaj - James podnosi głos przywołując wszystkich w pokoju, by podeszli do postawionego przed nim laptopa. Wskazuje palcem na kilka linijek i uśmiecha się będąc lekko podnieconym swoim znaleziskiem, gdy wszystkie pochylone nad nim osoby przebiegają wzrokiem po tekście.
- Zawołajcie tych od Calder!
Wokół robi się wielkie zamieszanie, wszyscy rzucają się albo do drzwi, albo do telefonów lub swoich stanowisk pracy. Po jakimś czasie do pokoju wlewa się sznur kolejnych policjantów, bo każdy chce zobaczyć to, co znajduje się na tym blogu. Wszyscy są szczęśliwi i podekscytowani, że ta sprawa w końcu ruszyła do przodu.
- Zadzwoniliście już do Foster?
- Oczywiście.
Po pół godzinie na całym posterunku wrze, bo nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
Radiowóz szybko dojeżdżają do budynku szpitala, który pokonują w biegu. Docierają do pokoju Harry'ego Stylesa, który leży na łóżku rozmawiając z jakimś chłopakiem.
- Musimy cię przesłuchać - mówi zdyszany policjant.
__________________________________________________
Miłego spekulowania!
swietny. nie moge sie doczekac nastepnego xx @ineedlarreh
OdpowiedzUsuńNo nieeee :( nie rób mi tego! Nie przerywaj w takim momencie i nie kończ tego jeszcze :( @girl_lovesdraco
OdpowiedzUsuńNADAL NICZEGO NIE WIEM
OdpowiedzUsuńjestem naprawdę beznadziejna w rozwiązywaniu zagadek ;_;
Kiedy czytałam o tym jak Louis uderzył tego kretyna, byłam dumna jak cholera. I znowu pytanie: co się dzieje?!
Przykro mi że to już koniec.
Ale nareszcie się dowiem kto zabił i o co w tym wszystkim chodzi.
Z drugiej strony żałuję że nie rozwiniesz wątku Ziama.
Rozdział super
@PolishCurls
Troszkę zamieszania się wdało, woho. Nie wiem czy nie przeczytałam poprzedniego rozdziału czy coś, ale trochę się pogubiłam. No ale nic, żyje się dalej. Dobrze ukrywasz co się dzieje. I teraz ciekawi mnie ten blog, na którym coś "jest". Ktoś na jakimś blogu napisał, że zabił? XD Wiem, śmieszne, aż mi łzy płyną po plecach. Szkoda, że zbliżamy się do tak upragnionego przez ciebie końca. Jeżeli następny jest epilog, to ja proszę o długi i dobrze wyjaśniony. Dobrze się czytało twój własny styl pisania, nie zaprzeczam. Brzmi jak pożegnanie. Kto wie, czy skomentuję epilog. ;)
OdpowiedzUsuńlegalizgay
Ps. Nie działa button. Możliwością jest, że nie wkleiłaś linku, bądź coś się zacięło.
OdpowiedzUsuńBłagam cię nie kończ jeszcze, to jest zbyt boskie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, @nakedxash
OMG NIE OGARNIAM TEGO OKEJ
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, ale ja już chce wiedzieć o co chodzi :C dlaczego mi to robisz? dhdkksksj
Mam nadzieje że kolejny rozdział pokawi się jak najszybciej, bo inaczej nie wytrzymam haha
Kocham Cię i życzę weny ❤
@ahmyHazz
Stwietny rozdzial ☺😱
OdpowiedzUsuńKobieto, te wątki można rozwinąć na przynajmniej 5 rozdziałów!!!
OdpowiedzUsuńI tak niczego nie ogarniam xd. Czuję, że się trochę pogubiłaś. Nie zostało wyjaśnione to, czy Lou wygrał zakład, lub czy nie. Ale Harry, serio??!!! Ale fajny był wątek kiedy Louis bił się z ojcem Harry'ego. <3
Okay, mimo wszystko życzę weny :).
O MATKO KOCHANA CO TO SIĘ DZIEJE!!
OdpowiedzUsuńHazz jakie słowa, no no nooo - jaram się ^^
Des jak tak można biednego Lou uderzyć :c Ale Lou się nie dał i oddał ! Brawo! :D
super rozdział :)
do następnego, @boobmixer_ x