Hej! Chciałam tylko napisać, że ja nie chichoczę, ale się śmieję i też nie przepadam za Zarrym, ale musicie jeszcze odrobinkę, odrobineczkę wytrzymać. Kilka rozdziałów, wierzę w was. Ale będzie dużo Louisa, więc na pewno dacie sobie radę. Przepraszam za opóźnienie, ale wypadł mi wyjazd i nie mogłam napisać szybciej, naprawdę. Co do Legacy, to nie mam pojęcia kiedy pojawi się pierwszy rozdział, ale postaram się go napisać jak najszybciej (Kogo ja oszukuję? Weny nie mam.). Link pojawi się tu. Z fanfików, które tam znajdziecie powoli piszę również ,,Four Seasons", który akurat jest czteroczęściowym oneshotem, ale to tak na marginesie. To tyle. Miłego czytania. Nie zrażajcie się tym, co napisałam na początku, bo Larry pojawi się w tym rozdziale, więc nie spinać dupek.
________________________________________________
Harry obudził się twardy. I natychmiast wpadł w panikę. To nie powinno się zdarzyć. Nigdy. Nigdy przenigdy. Kurwakurwakurwakurwakurwakurwa. To już raz miało miejsce. Ale wtedy był sam. Co prawda było niezręcznie, gdy jego ojciec wszedł do pokoju, ale teraz było gorzej. Teraz leżał w objęciach Zayna. I musi natychmiast wymyślić coś, by się z nich wyplątać, przemknąć niezauważalnie do łazienki i sobie ulżyć. W przeciwnym wypadku będzie musiał kłamać. Kłamanie w sumie nie jest takie złe. Podobno niektórzy ludzie robią to dwa, trzy razy dziennie. Ale nie powinien okłamywać swojego chłopaka. Chociaż z drugiej strony ,,miałem mokry sen z moim przyjacielem, co jemy na śniadanie?" nie wchodziło w grę. Więc najlepsza opcja to ta z niebudzeniem Malika i obciągnięciem sobie po cichu. A potem mógłby udawać, że nic nie miało takiego miejsca. Nigdy.
Powoli poruszył się, delikatnie, by sprawdzić, czy na ten ruch Zayn nie obudzi się, ale on nadal spał sobie cicho. Harry odczekał więc sekundę i przesunął się w dół, tak, że teraz ręce przyjaciela nie oplatały go już w pasie, ale w piersiach. Było to złym posunięciem, ponieważ teraz było mu nie dość, że niewygodnie, to jeszcze musiał mieć uniesione do góry ręce. Obrócił się więc plecami do Mulata i ponownie odczekał kilka chwil. Zaczął powoli rozplątywać palce chłopaka i po kilku minutach był już wolny, ale na jego nieszczęście Malik poruszył się i lekko rozchylił powieki.
- Hej - uśmiechnął się delikatnie przecierając oczy i lekko rozciągając. - Co tam?
Kurwakurwakurwakurwa. Kurwa.
- Nic ciekawego. A tam? - Harry odwzajemnia uśmiech starając się ukryć zdenerwowanie.
- Też. Co robisz?
- Miałem iść do łazienki.
- Okay, to idź. Ja tu sobie jeszcze chwilkę poleżę. Tylko wróć do mnie!
Harry nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście wyskakuje spod kołdry i starając się nie biec dochodzi do drzwi. Wychodzi nie oglądając się i, teraz już pędem, dociera do łazienki szczęśliwie nie spotykając nikogo. Siada na brzegu wanny dysząc ciężko, wcale nie z powodu zmęczenia. Jak to w ogóle mogło się stać? Jak? J a k do cholery? Przecież nie widział go tyle czasu, nie myślał o nim zbyt wiele. Prawie wcale. Więc jak? Jakim cudem? Powoli wsuwa swoją dłoń w luźne dresy, w których spał i delikatnie ujmuje w dłoń swojego penisa, po czym pociera go kciukiem. Chce jęknąć, ale przypomina sobie, że ktoś może go usłyszeć, więc wpycha sobie pięść do gardła zagłuszając dźwięki. Pracując ręką przypomina sobie swój sen. Nie powinien. Zdecydowanie nie powinien, ale to jest silniejsze od niego. Przypomina sobie leżącego pod nim Louisa. Był spocony, a jego grzywka była w większym niż zazwyczaj nieładzie. Miał lekko rozchylone usta, a jego błękitne oczy błyszczały.
Harry zdecydował, że nie wytrzyma. Ściąga z siebie spodnie i wchodzi pod prysznic. Odgłos odbijania się kropel wody od brodzika świetnie tłumi wszelkie jęki i przekleństwa. I zielonooki nie musi już się powstrzymywać przed wypowiedzeniem jednego czy drugiego ,,kurwa".
A potem wyobraża sobie dochodzącego Louisa i to jest dla niego zbyt wiele.
Dochodzi z cichym ,,Lou" na ustach, i jeśli jeszcze dziesięć minut temu zastanawiał się, czy nie powiedzieć Zaynowi o swoim śnie teraz ma pewność, że to jest najgorsze, co może zrobić.
***
Louis siedzi z twarzą w dłoniach, a Niall i Liam poklepują go pocieszająco po plecach. Ostatnio tylko chodził i na wszystkich wrzeszczał, jakby miał zespół napięcia przedmiesiączkowego, a jego złość osiągnęła punkt kulminacyjny dzisiaj rano, gdy obudził się koło jakiegoś chłopaka, który, to karygodne, przytulał się do niego. Wyobrażacie sobie taką bezczelność? Kiedy Tomlinson zaprosił go wczoraj do domu Payna nie spodziewał się, że potraktuje on to poważnie. Nie spodziewał się, że obudzi się z kimś w łóżku. Nie spodziewał się, że ten ktoś będzie go przytulał. A już na pewno nie spodziewał się, że ta bezimienna osoba (to mógł być David, ale pewności nie miał), po wywrzeszczeniu jej w twarz, że ma się wynosić, bo nie jest mile widziana będzie jeszcze mówiła, że miała nadzieję, że to będzie ,,coś więcej". Cóż, po bardzo ochrypniętym od krzyków ,,wypierdalaj" nadzieja zaginęła bezpowrotnie.
Teraz Louis walczył z łzami siedząc na swoim nowym łóżku i miał ochotę odtrącić ręce pocieszająco złożone na jego ramionach, ale nie miał serca. Przyjaciele się o niego troszczyli. Jako jedyni. Nie mógł okazać się ostatnią suką. Niebieskooki nie wiedział co się z nim dzieje. To było dziwne. Mężczyźni nie zachowują się jak rozwydrzone dziewczynki, które nie dostały najnowszej sikającej Baby Born. A wahania nastroju na pewno nie są w stylu Tomlinsona.
- Może jesteś w ciąży? - pyta delikatnie Liam, na co Niall parska śmiechem. Louisa pewnie też by to rozbawiło, gdyby nie był w rozsypce. - Louis co się dzieje? Od kilku dni chodzisz, jakbyś chciał kogoś zabić, a teraz jeszcze to. Ten chłopak był naprawdę przestraszony. Sprawiał wrażenie miłego, nie powinieneś go tak traktować - mówi, a jego głos jest spokojny, kojący. Tomlinson nie porusza się. - Lou. Proszę powiedz nam o co chodzi.
- Kiedy ja nie wiem, okay?! - podnosi się gwałtownie, krzycząc. - Nie wiem, rozumiecie?!
Niall i Liam rzucają sobie szybkie spojrzenie, które Tomlinson dostrzega i wie, że nie jest dobrze. W filmach zawsze coś takiego oznacza, że oni wiedzą więcej od niego. Albo mają słuszne podejrzenia. Louis patrzy na nich przez chwilę oczami wodząc od jednego do drugiego, po czym bez słowa wychodzi z domu szybko i niedokładnie wkładając buty, a następnie zbiega po schodach. Głośno wdycha chłodne powietrze i pewnie gdyby nie był w parszywym humorze uśmiechnąłby się. Tego dnia pada w Londynie, co nie jest zbytnio dziwne zważając na porę roku, ale on narzuca kaptur na głowę i nie przejmując się ciężkimi kroplami deszczu spadającymi kaskadami z nieba, moczącymi mu wystającą spod kaptura grzywkę, kieruje się w stronę parku.
Wokół niego ludzie spacerują pod parasolami, albo gdzieś się spieszą przepychając między ludźmi w czarnych płaszczach, czarne taksówki stoją w korkach, z autobusów wysypują się ludzie, ale nic nie ma zamiaru się zatrzymać, pozostać w miejscu choć na chwilę. Nie widać nawet turystów z drogimi aparatami, ale siedzą oni zapewne w modnych, przytulnych kawiarenkach ukrywając się przed deszczem. Gdzieś w tym wszystkim jest Louis. Zdecydowanie marznie i zdecydowanie będzie potem chory, ale kogo to obchodzi?
Idzie kilkanaście minut udając, że nie widzi krzywych spojrzeń przechodniów, a jego dłonie nie są kompletnie skostniałe. Gdy dociera na miejsce opada ciężko na ławkę i patrzy się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Jest kompletnie przemoczony i już ma lekki katar, ale jest jakby nieobecny duchem. Osoba patrząca z boku mogłaby pomyśleć, że chłopak nad czymś rozmyśla, ale jego umysł w rzeczywistości jest pusty.
Idzie kilkanaście minut udając, że nie widzi krzywych spojrzeń przechodniów, a jego dłonie nie są kompletnie skostniałe. Gdy dociera na miejsce opada ciężko na ławkę i patrzy się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Jest kompletnie przemoczony i już ma lekki katar, ale jest jakby nieobecny duchem. Osoba patrząca z boku mogłaby pomyśleć, że chłopak nad czymś rozmyśla, ale jego umysł w rzeczywistości jest pusty.
Bezczynne siedzenie przerwał mu dźwięk dochodzący z kieszeni jego spodni. Powoli rozgląda się wokół, jakby nie wiedział co się dzieje, a potem z trudem wyciąga telefon, który zdążył zabrać ze sobą wychodząc z domu. Jest mokry, ale na szczęście działa. Szatyn delikatnie przeciera ekran rękawem, co ma nie wiadomo jaki cel, po czym odbiera nie patrząc na numer.
- Halo? - mówi ochrypniętym głosem.
- Louis?
To Harry. Dzwoni Harry. To zdecydowanie głos Harry'ego. Tomlinson uśmiecha się, a świat na moment staje się mniej szary, piękniejszy. To żałosne, ale szatyn stara się o tym nie myśleć. Nikt nie zakochuje się tak szybko. A na pewno nie on.
- Tak. Hej. Dlaczego dzwonisz? - w jego głosie nie pobrzmiewa złość, ale smutek.
- Nie mogę już porozmawiać ze swoim przyjacielem?
- Nie mówię, że nie możesz. Po prostu dawno się nie odzywałeś - odpowiada. Wstaje z ławki i swobodnym krokiem udaje się... nigdzie. Idzie przed siebie nie mając pojęcia dokąd.
- Tak... Przepraszam. Po prostu sporo się działo.
- Więc kiedy wrócisz, by mi to wszystko opowiedzieć? - pyta z udawanym entuzjazmem. Szczerze powiedziawszy ma w dupie to, czy Zayna uniewinniono, czy nie. Chce tylko, żeby Harry wrócił do Londynu. Chce wygrać zakład i mieć to już wszystko z głowy. Chce być z Harrym. Prawda jest smutna i nieco deprymująca, i pewnie się do niej nie przyzna, ale przynajmniej wie na czym stoi. Nie kocha Harry'ego, to nieprawda, ale chce z nim chodzić. Bardzo.
- Za jakąś godzinę, tak sądzę - odpowiada, a Louis czuje, jak jego serce podskakuje szczęśliwie. Żałosne. Powinien się za to spoliczkować.
- Naprawdę? To świetnie! - tym razem jest naprawdę wesoły. - Na który peron mam przyjść i gdzie?
- Euston, dziewiąty, ale naprawdę nie musisz...
- Ale chcę - wtrąca się mówiąc głosem nie znoszącym sprzeciwu.
- Okay - Harry poddaje się.
- Będę czekał.
-Świetnie.
Louis rozgląda się wokół siebie próbując odgadnąć, gdzie się znajduje. Po kilku minutach stwierdza, że jest na ulicy Charringtona, więc nie jest byt daleko dworca i może się przespacerować, skoro i tak już przyzwyczaił się, że woda chlupocze mu w butach, gdy idzie.
Gdy w końcu dochodzi do budynku nie czuje już prawie całego ciała, nie tylko dłoni i stóp, ale robi mu się nieco cieplej, gdy siada na jednej z ławek zwijając się w kłębek. Pod dachem przynajmniej nie spadają na niego kolejne krople wody, które właściwie i tak już spływały po nim, bo jego ciuchy były ciężkie i przesiąknięte wodą. Zaczyna je powoli wyżymać, by choć trochę wyschły. Na dworcu jest ciepło, ze względu na multum ludzi przepychających się na odpowiednie perony, czekających na pociągi i wysiadających z nich. Kilka osób patrzy na niego z lekkim obrzydzeniem, czego Louis kompletnie nie rozumie. Może i jest przemoczony, może i jego ciało jest pomarszczone, może i wygląda jak bezdomny, ale to jeszcze nie jest powód do patrzenia na niego, jakby był striptizerką w roboczym ubraniu w muzułmańskim kraju.
Siedzi i obserwuje ludzi. Patrzy jak jakaś piegowata dziewczyna wypada z pociągu i rzuca się w ramiona jakiegoś przystojnego mężczyzny, który wygląda, jakby grał w hiszpańskich pornosach (nie, że jakieś oglądał, o trzeciej w nocy, ze słuchawkami na uszach, kiedy cała jego rodzina spała, tak nie było). Patrzy na jakieś japońskie małżeństwo, które tuli do swojej piersi dwudziestoletniego syna (nie, wcale nie gapi się na jego tyłek). Patrzy się na parę, która całuje się ręce zanurzając głęboko pod ubraniem partnera. A potem patrzy się na bezdomną kobietę, która siedzi zwinięta na ławce koło niego i dyskretnie przesuwa się wciskając bardziej w podłokietnik, a kiedy uśmiecha się ona do niego, odwzajemnia uśmiech rozszerzając oczy i kiwając lekko głową, po czym wstaje, przechodzi dziesięć metrów i siada na innej ławce czując się mniej niezręcznie i trochę bardziej bezpiecznie.
W końcu pociąg z Bradford wjeżdża na peron i Louis czuje przyjemne ciepło rozlewające się po ciele, jakby wypił łyk gorącej herbaty usadawiając się przed trzaskającym kominkiem. Podnosi się powoli z ławki i z lekkim uśmiechem staje na nogach. Po kilku minutach wychodzi Harry z Zaynem. Okazuje się, że Malik jest pięknym Mulatem. Tomlinson zachłysta się własną śliną i kaszle cicho z wybałuszonymi oczami. Starając się wrócić do siebie mruga kilka razy i nerwowo poprawia koszulkę. Unosi wzrok i widzi Harry'ego, który obraca się wokół własnej osi rozglądając. Już chce pomachać, ale widzi, jak Zayn łapie mocno zielonookiego za ramię i tłumaczy coś przez chwilę, a potem całuje krótko.
Serce Louisa robi się ciężkie, a następnie powoli opada w dół brzucha zahaczając o żołądek i plącząc się w jelita. Czuje, że mu niedobrze, przypomina mu się, że jest mokry i chce do domu. Nie do domu Liama, do swojego własnego pokoju. Chce wczołgać się pod kołdrę, przytulić do poduszki, zasnąć i nigdy nie obudzić. Ale przede wszystkim chce wyrwać Zaynowi wątrobę i patrzeć, jak się wykrwawia. Po tym gorąca czekolada nie byłaby zła. Już chce się odwrócić i po prostu uciec z tamtego miejsca, gdzieś daleko, gdziekolwiek, ale słyszy wybijający się w ogólnym zgiełku chropowaty głos.
- Louis!
Zaciska zęby wolno odwracając się. Szok zmienił się najpierw w smutek, a teraz smutek zmienił się w złość. Przyjmuje na twarz uśmiech, który wygląda raczej jak grymas i w myślach stale powtarza tylko ,,dlaczego ja?" przeplatając to najbardziej wymyślnymi przekleństwami, jakie tylko zdoła wyciągnąć z zakamarków pamięci.
- Hej - wycedza, gdy Harry stoi już przed nim. Nagle robi mu się na powrót okropnie zimno. Przez jego ciało przechodzi dreszcz. - Cieszę się, że już przyjechaliście.
- Louis, ty drżysz. I jesteś mokry.
- Co ty nie powiesz?
Jest wkurzony. Bardzo.
- Louis, rozchorujesz się.
- Możliwe.
- Musisz natychmiast się przebrać.
- Prawdopodobne.
- Chodź, zabiorę cię do domu.
- Co? - pyta nienaturalnie wysokim głosem. Harry odwraca się.
- Zayn, muszę go zawieść do domu, przepraszam, dasz radę dotrzeć na swoją ulicę? - pyta. Mulat otwiera usta, by coś powiedzieć, prawdopodobnie, że wolałby, żeby Styles z nim pojechał, ale nie ma szansy.
- Nie musisz ze mną nigdzie jechać, tak w ogóle to cześć, - Louis zwraca się do Malika - daj sobie spokój.
- Nie - odpowiada krótko, po czym podchodzi do Louisa, łapie w pół i przekłada przez ramię. Następnie schyla się po swoją torbę i przeprasza swojego chłopaka za to, że z nim nie pojedzie. Zachowuje się jak kompletny kutas, w końcu Zayn jest pierwszy raz sam w tak ogromnym mieście i jeśli się zgubi, to nie będzie to nic dziwnego, ale może wziąć taksówkę, prawda? To byłby rozsądny wybór zważając na ilość i wielkość bagaży.
Louis tymczasem wierzga nogami pięściami obijając kręgosłup zielonookiego.
- Uspokój się - mówi Harry, gdy wychodzą z budynku dworca na zatłoczoną ulicę.
O tej porze ludzie wracają z pracy lub szkoły, więc trudno jest znaleźć miejsce siedzące w autobusie, a nawet przepchać się gdziekolwiek nie będąc przy tym wymiętoszonym przez tłum. Zresztą czynności te utrudnia pogoda i ociekający wodą chłopak, który wcale nie chce znieruchomieć lub chociaż przestać wrzeszczeć jak zarzynana świnia. Nie pomagają też ludzie, którzy patrzą na ciebie, jakbyś właśnie kogoś zabijał na ich oczach. Mimo to Harry'emu udaje się w końcu złapać jakąś taksówkę. Wkłada do niej chłopaka, a następnie sam wsiada dyktując przy tym kierowcy adres. Louis ze złością poprawia koszulkę i bluzę próbując odzyskać resztki godności, a następnie opiera się patrząc tępym wzrokiem w okno. Nie odzywa się przez całą podróż ignorując pytania bruneta, który jest rozbawiony całą sytuacją. Gdy dojeżdżają pod willę Stylesów Harry wyskakuje przed Louisem i okrąża taksówkę.
O tej porze ludzie wracają z pracy lub szkoły, więc trudno jest znaleźć miejsce siedzące w autobusie, a nawet przepchać się gdziekolwiek nie będąc przy tym wymiętoszonym przez tłum. Zresztą czynności te utrudnia pogoda i ociekający wodą chłopak, który wcale nie chce znieruchomieć lub chociaż przestać wrzeszczeć jak zarzynana świnia. Nie pomagają też ludzie, którzy patrzą na ciebie, jakbyś właśnie kogoś zabijał na ich oczach. Mimo to Harry'emu udaje się w końcu złapać jakąś taksówkę. Wkłada do niej chłopaka, a następnie sam wsiada dyktując przy tym kierowcy adres. Louis ze złością poprawia koszulkę i bluzę próbując odzyskać resztki godności, a następnie opiera się patrząc tępym wzrokiem w okno. Nie odzywa się przez całą podróż ignorując pytania bruneta, który jest rozbawiony całą sytuacją. Gdy dojeżdżają pod willę Stylesów Harry wyskakuje przed Louisem i okrąża taksówkę.
- Mademoiselle - otwiera drzwi kłaniając się nisko. Tomlinson wyskakuje prosto w kałużę brudząc tym samym spodnie przyjaciela. Uśmiecha się lekko i nadal nie odzywając kieruje w stronę domu.