Nie wiem, czy wam szczęka opadnie, ale może być ciekawie. Ostatni fragment przekładałam kilka razy, w końcu go macie.
10 komentarzy = kolejny rozdział
10 komentarzy = kolejny rozdział
__________________________________
Harry oparł się wygodniej o fotel kątem oka wyglądając przez okno. Pociąg wyjechał już dawno z Londynu i teraz za oknem przewijała się panorama niskich, nagich pagórków. Chłopak myślał o Louisie, o jego dziwnym zachowaniu i o tym, że jeden ze sławniejszych nastolatków w szkole czuje się samotny. Bo inaczej nie dało się wytłumaczyć jego nietypowych słów, prawda? Rozmyślania umilał sobie esemesowaniem z Zaynem i graniem na przemian w sudoku i Tetris, co było dziwne, bo miał na swoim telefonie trochę bardziej pasjonujące gry, nie wspominając o wykonaniu graficznym.
Dojechał po kilku godzinach. Nieco zmęczony i z raczej ponurym wyrazem twarzy. Wysiadł z pociągu zgarniając swoją sportową torbę, w którą przed wyjazdem poupychał parę najpotrzebniejszych rzeczy. Już na peronie obrócił się parę razy wokół własnej osi, aż w końcu dostrzegł postać wysokiego, ciemnoskórego chłopaka, który opierał się nonszalancko o ścianę dworca i spokojnie palił papierosa nie zauważając grupki piętnastoletnich dziewczyn, które chichotały patrząc na niego i zasłaniając dłońmi usta.
Harry uśmiechnął się lekko, po czym delikatnie pomachał w jego stronę ręką. Ruch ten wystarczył, ponieważ chłopak uniósł wzrok i uśmiechnął się na widok przyjaciela. Wyjął z ust niedopałek i rzucił go na ziemię przydeptując, po czym dłonią wskazał, by Styles przeszedł przejściem podziemnym pod peronami. Zielonooki podniósł z ziemi torbę i zeszedł po schodach najpierw w dół, a chwilę po tym w górę.
Jego uśmiech poszerzył się, gdy zza grupki ludzi wyłoniła się postać Mulata. Ruszył zdecydowanym krokiem lawirując między rozproszonymi ludźmi, aż w końcu stanął z nim twarzą w twarz. Gapili się przez chwilę na siebie z uśmiechami, które postronna osoba mogłaby uznać co najmniej za podejrzane, a po chwili złączyli się w ciasnym uścisku, jakby byli niewidzącymi się od kilkudziesięciu lat przyjaciółmi. W tym momencie trochę na północ od nich kilka dziewczyn wydało z siebie jęk zawodu, na co Harry cicho się zaśmiał. Odsunęli się od siebie i niezobowiązująco spletli swoje palce, a gdy przechodzili koło nastolatek z zawiedzionymi minami Harry powiedział dramatycznym szeptem:
-On jest mój.
Zayn parsknął serdecznym śmiechem przyciągając go do niego, po czym owinął swoją rękę w pasie przyjaciela i pocałował go w policzek.
Wyminęli je wyniośle ignorując, po czym przeszli przez niezbyt zatłoczony budynek stacji kolejowej i pchnęli drzwi. Uderzyło w nich chłodne powietrze. Na północy Anglii było tego dnia nieco zimniej, niż w Londynie. Harry rozwinął podwinięte do tej pory rękawy swojej koszuli po czym zwrócił się do Zayna.
-Przyjechałeś tu tym swoim cennym motorem, czy zostawiłeś go na ważniejsze chwile, jak ślub ze mną albo coś w tym stylu?
-Myślałem, że kochasz Louisa - mruknął, po czym lewą ręką wskazał na stojącą trochę na prawo czarną maszynę. Harry zagwizdał z uznaniem.
-Czyli doznam tego zaszczytu i nią pojadę? - spytał, a jego wzrok wyrażał uwielbienie. - Poza tym nadal kocham Tomlinsona, ale wiesz, ślub z kim innym mi nie zaszkodzi. Wzbudzę w nim zazdrość i w ogóle.
Ruszyli w stronę pojazdu nadal trzymając się za ręce. Gdy dotarli rozdzielili się, a Mulat uroczystym gestem podał przyjacielowi kask.
-Och dziękuję, dziękuję - powiedział wzruszonym tonem. Usiadł za Malikiem przylegając do niego o wiele ciaśniej, niż to było konieczne. Wyglądał jakby chciał, wniknąć w chłopaka, żeby stali się jednością.
-Dlaczego to robisz? - Zayn spytał śmiejąc się lekko. Odwrócił głowę, żeby uchwycić wzrokiem twarz zielonookiego, ale zamiast tego stuknął się z nim kaskiem.
-Zimno mi - odpowiedział z niewielkim uśmiechem, który towarzyszył mu od początku spotkania. Widzieli się na dobrą sprawę po raz pierwszy, ale zachowywali, jakby razem spędzili dzieciństwo. Naprawdę się przyjaźnili.
-Tak, tak. Jasne - mruknął muzułmanin, po czym ruszył z piskiem opon. -Tak bardzo homo - dodał na wydechu.
-Przeszkadza ci to?
-Oczywiście, że nie - uśmiechnął się.
Jechali zaledwie kilka minut, najwyżej dziesięć, ale mimo to wymówka Harry'ego okazała się być całkiem uzasadniona. Pogoda w czasie jazdy oziębiła się jeszcze bardziej, nastolatkowie na motorze stale smagani byli porywistym wiatrem, a gdy już prawie dojeżdżali zaczął siąpić niewielki deszcz, zaledwie mżawka, która po dwóch lub trzech minutach zamieniła się w prawdziwą ulewę. Zdążyli schować się w domu, ale i tak byli już lekko przemoczeni. Po chwili obserwowali przez okna jak z nieba lały się strugi deszczu, jakby ktoś wylewał na świat całe wiadra wody.
Mama Zayna okazała się być bardzo miłą, ciepłą kobietą. Nie przygarnęła na szczęście nowego gościa do swej piersi, ale zadbała, by wypili po dwa wielkie kubki mleka z miodem, aby się nie zaziębili*. Zrobili to siedząc w salonie i obserwując jak dwa spasione koty bawiły się włóczką.
Koty? Bardzo nie w stylu Zayna - pomyślał Harry, ale nie skomentował tego obiecując sobie w myślach, że spyta o to nastolatka potem. Poza tym Tricia przyniosła do pokoju syna dodatkowe ręczniki i koce.
-Przepraszam za nią - mruknął Zayn, gdy w końcu znaleźli się sam na sam. Położył się na łóżku na brzuchu wpatrując w przyjaciela, który usiadł na czarnym, eleganckim krześle obrotowym przy biurku. - Kiedy dowiedziała się, że mnie odwiedzisz i, że prawdopodobnie będziesz mieszkał w hotelu stwierdziła, że ,,tak nie może być" i uparła się, że zamieszkasz na ten czas tutaj. To taka słynna gościnność Malików - dodał z durnym, dumnym uśmieszkiem.
-Przecież twoja mama nie jest Malik. Przyjęła to nazwisko od twojego ojca - zauważył zielonooki, na co Mulat lekko się zirytował.
-Słuszna uwaga -stwierdził jednak po chwili przekręcając się na plecy. Widocznie jego złość nie trwała zbyt długo. - No nie ważne. Co chcesz robić? W tym mieście nie ma aż tak wielu rozrywek jak w Londynie, ale...
-Masz na myśli kluby dla gejów i lesbijek? - przerwał mu chłopak z nikłym uśmieszkiem.
-Właśnie - powiedział powoli przeciągając samogłoski, jakby na myśli miał coś dokładnie odwrotnego. - Ale może coś wymyślimy - dokończył.
-Najpierw chciałbym ci zadać pytanie, które nurtuje mnie od przestąpienia pięknego progu tego domu - powiedział poważnym, nieco tajemniczym tonem Styles.
-Słucham.
-Ty masz koty - parsknął śmiechem zginając się w pół. To nie było ani pytanie, ani stwierdzenie. Raczej coś, na co nie wymyślono jeszcze nazwy. - Zayn Malik ma kota?
Uniósł głowę, gdy poczuł, że został uderzony poduszką.
-Ja nie mam kotów. To dziewczynki je mają, ja się nimi w ogóle nie interesuję.
-W ogóle - powiedział, a w jego głosie słychać było pieszczotliwą odmianę kpiny.
-Taka prawda, Styles - wzruszył ramionami znowu wpatrując się w sufit. Harry po wejściu zauważył, że były na nim gwiazdki, które w nocy świeciły. Gemma miała kiedyś takie same w swoim pokoju. Je również mógłby wyśmiać, ale nie chciał w obawie, że przyjaciel tym razem mógłby się naprawdę zezłościć.
-Więc co chcesz robić? - spytał ponownie Mulat.
-Skoro nie macie tu klubu dla gejów, to może chociaż jakiś normalny... - powiedział zielonooki jakby od niechcenia.
-Rozumiem. Chcesz albo się najebać, albo kogoś zaliczyć. Może w całym Bradford znajdzie się jakiś koleś, który ochoczo rozstawi przed tobą nogi.
-Spoko. Wystarczy mi trochę alkoholu. I ty - dodał po namyśle odgrywając się, po czym odwrócił się plecami opierając nagie stopy na blacie biurka. Oczywiście tuż po przyjeździe musieli przebrać się w suche, ciepłe ciuchy.
-Chcesz mnie przelecieć słońce? - spytał. Wstał powoli z łóżka, po czym przejechał dłonią po zagłówku fotela na którym siedział jego przyjaciel.
-A czy ja coś takiego powiedziałem? - wzruszył ramionami patrząc na znajdujące się naprzeciw niego okno. Na. Nie przez. Nadal lało tak, że rozróżnienie czegoś innego niż kolory graniczyło z cudem a'la zmartwychwstanie Jezusa. Podejrzewał, że wyszczubienie nosa spowodowałoby przemoknięcie do suchej nitki, ale mimo to bardzo chciał się upić. Upić tak, że zapomniałby swojego imienia. Przy Louisie ostatniej nocy było to nie do końca możliwe. Louis. Zapomnienie o nim przy Zaynie było takie proste. Może tego mu potrzeba? Dobrego seksu? Żeby zapomnieć o kimś, kto wczoraj zdecydowanie wyglądał, jakby chciał go przelecieć, kto zdecydowanie wyglądał jak gej, ale kto zdecydowanie deklarował, że jest hetero. I nie chciał rozstać się z dziewczyną, która go zdradza. Harry potrząsnął lekko głową wprawiając w ruch swoje loki. Chciał wyrzucić te myśli ze swojej głowy i miał na to tylko jeden pomysł.
-Mam w dupie to, jak bardzo leje. Chcę iść na imprezę.
-Wiesz, że jeśli pójdę na imprezę, to mnie zamkną szybciej, niż zdążę powiedzieć, że jestem niewinny? Zapomniałeś o tym?
-Czemu mieliby to zrobić? - prychnął chłopak odwracając się, by popatrzeć na przyjaciela. - To absurd.
-Bo w mojej sytuacji dobrze by było, gdybym choć udawał, że jestem w żałobie. Chodzenie na imprezy to nie jest najlepszy pomysł.
-A słynna gościnność Malików? - uśmiechnął się tryumfalnie Harry, jakby już go przekonał do wyjścia z domu.
-Co? - zmarszczył brwi.
-Czy twoim obowiązkiem nie jest, aby oprowadzić mnie po najlepszych klubach w tym mieście i poznać z najgorętszymi chłopakami? - spytał. W tym miejscu pojawił się w jego myślach mokry Louis w samej koszulce i bokserkach siedzący na jego kroczu, ale wyrzucił szybko ten obraz z głowy. - Gościnność by tego wymagała - dodał.
-Okay - powiedział Malik pokonanym tonem. - Wygrałeś. Tylko pilnuj, żeby mnie nie przyłapali z narkotykami, bo wtedy to już koniec. Zabieraj ode mnie to świństwo z daleka.
-Och. Mam tu trochę tego świństwa.
***
Do jednego z klubów pojechali taksówką. Rozważali wzięcie samochodu, ale wtedy któryś z nich musiałby nie pić, a to mijało się z celem tej wyprawy. Właściwie to nie tylko mijało, ale omijało szerokim łukiem. Oczywiście mamie Zayna nie bardzo podobał się ten cały pomysł z imprezą, ale ostatecznie zgodziła się, kiedy Harry zaczął trzepotać rzęsami i wyrzucać z siebie potoki kłamstw.
Mimo ulewy na miejscu było sporo ludzi. Malik przedstawił zielonookiemu kilka swoich znajomych, między innymi braci Brooks i naprawdę dużo dziewczyn, których imion nie był w stanie spamiętać. Chyba był popularny i ludzie lubili go nawet mimo tych podejrzeń o zabójstwo. Może Zayn w tych esemesach przesadzał. W końcu usiedli razem na jednej z ciemnofioletowych kanap trzymając w dłoniach kieliszki. Przed nimi stało kilka butelek różnych trunków i szklanki. Niektóre już opróżnione przez siedzących wokoło przyjaciół Mulata, niektóre czekające na wypicie. Oczywiście w tym klubie nie sprzedawano alkoholu butelkami, ale surowy ton barmana nagle zniknął, gdy Harry wyciągnął gruby zwitek banknotów. I to nie o małych nominałach.
Tak więc siedzieli teraz w kilkanaścioro osób upijając się na koszt Stylesa. Ci bliźniacy, chyba Jai i Luke, albo coś w tym stylu i ich brat, którego imienia jednak nie mógł sobie przypomnieć, już jakiś czas temu pozbyli się koszulek. Było to zabronione, ale już i tak pili z butelek, więc nikt z ochrony nie zwrócił na to uwagi. Zresztą gdyby spróbował coś powiedzieć zostałby dyskretnie uciszony wepchniętymi w łapę pieniędzmi. Skoro dało się w ten sposób uciszyć ochroniarzy na lotniskach, to dało się też w zwykłym klubie, prawda?
W końcu gdy Harry nie mógł już prawie chodzić, a Zayn był w tylko odrobinę lepszym stanie zdecydowali się wyjść. Była trzecia, może czwarta w nocy. Na zewnątrz siąpił tylko lekki deszczyk, zimno jak cholera, ale oni są rozgrzani. Rozgrzani od tańczących w środku ciał, od alkoholu wlanego w siebie liczonego w litrach. Od wszystkiego. Jakaś miła dziewczyna, chyba Jade która wcześniej całowała się z chłopakiem o imieniu Damian wpycha ich brutalnie do taksówki. Zatrzaskując za nimi drzwi z głośnym hukiem. Może nie jest jednak taka miła. A może ten chłopak nazywał się Daniel? Nieważne.
Jadą w ciszy przerywanej nuceniem Stylesa jakiejś wesołej melodyjki. Nie zastanawiają się skąd dziewczyna znała adres Zayna, nie myślą o niczym. Po dojechaniu zachowują na tyle trzeźwości, że starają się być jak najciszej. Udaje się im nie budzić nikogo, aż w końcu oboje rzucają się na łóżko. Nieprzytomnie, z na wpół otwartymi oczami rozbierają się zostając tylko w bokserkach i wchodzą pod kołdrę. Ich twarze leżą niebezpiecznie blisko siebie, dyszą, a ich oddechy się łączą. Patrzą na siebie przez chwilę, aż w końcu Harry przesuwa głowę i łączy ich spierzchnięte wargi. Zayn nie oponuje, więc kładzie swoją dłoń na jego szyi i przyciąga bliżej. Ich usta zaczynają się powoli poruszać, aż zielonooki nieśmiało wsuwa swój język do ust przyjaciela. Mulat wydaje z siebie dziwny, jakby proszący, dźwięk, co Styles przyjmuje jako zachętę. Przyciska się do niego bardziej, kolano umieszcza między nogami nastolatka i jedzie nim w górę, po czym dociska się do jego krocza. Sprawił, że Zayn Hetero Malik jest twardy. I to za pomocą zwykłego całowania.
_________________________________________
*Polecam, Ewa Wachowicz. To mnie wyleczyło kiedyś z grypy, przysięgam.
Dojechał po kilku godzinach. Nieco zmęczony i z raczej ponurym wyrazem twarzy. Wysiadł z pociągu zgarniając swoją sportową torbę, w którą przed wyjazdem poupychał parę najpotrzebniejszych rzeczy. Już na peronie obrócił się parę razy wokół własnej osi, aż w końcu dostrzegł postać wysokiego, ciemnoskórego chłopaka, który opierał się nonszalancko o ścianę dworca i spokojnie palił papierosa nie zauważając grupki piętnastoletnich dziewczyn, które chichotały patrząc na niego i zasłaniając dłońmi usta.
Harry uśmiechnął się lekko, po czym delikatnie pomachał w jego stronę ręką. Ruch ten wystarczył, ponieważ chłopak uniósł wzrok i uśmiechnął się na widok przyjaciela. Wyjął z ust niedopałek i rzucił go na ziemię przydeptując, po czym dłonią wskazał, by Styles przeszedł przejściem podziemnym pod peronami. Zielonooki podniósł z ziemi torbę i zeszedł po schodach najpierw w dół, a chwilę po tym w górę.
Jego uśmiech poszerzył się, gdy zza grupki ludzi wyłoniła się postać Mulata. Ruszył zdecydowanym krokiem lawirując między rozproszonymi ludźmi, aż w końcu stanął z nim twarzą w twarz. Gapili się przez chwilę na siebie z uśmiechami, które postronna osoba mogłaby uznać co najmniej za podejrzane, a po chwili złączyli się w ciasnym uścisku, jakby byli niewidzącymi się od kilkudziesięciu lat przyjaciółmi. W tym momencie trochę na północ od nich kilka dziewczyn wydało z siebie jęk zawodu, na co Harry cicho się zaśmiał. Odsunęli się od siebie i niezobowiązująco spletli swoje palce, a gdy przechodzili koło nastolatek z zawiedzionymi minami Harry powiedział dramatycznym szeptem:
-On jest mój.
Zayn parsknął serdecznym śmiechem przyciągając go do niego, po czym owinął swoją rękę w pasie przyjaciela i pocałował go w policzek.
Wyminęli je wyniośle ignorując, po czym przeszli przez niezbyt zatłoczony budynek stacji kolejowej i pchnęli drzwi. Uderzyło w nich chłodne powietrze. Na północy Anglii było tego dnia nieco zimniej, niż w Londynie. Harry rozwinął podwinięte do tej pory rękawy swojej koszuli po czym zwrócił się do Zayna.
-Przyjechałeś tu tym swoim cennym motorem, czy zostawiłeś go na ważniejsze chwile, jak ślub ze mną albo coś w tym stylu?
-Myślałem, że kochasz Louisa - mruknął, po czym lewą ręką wskazał na stojącą trochę na prawo czarną maszynę. Harry zagwizdał z uznaniem.
-Czyli doznam tego zaszczytu i nią pojadę? - spytał, a jego wzrok wyrażał uwielbienie. - Poza tym nadal kocham Tomlinsona, ale wiesz, ślub z kim innym mi nie zaszkodzi. Wzbudzę w nim zazdrość i w ogóle.
Ruszyli w stronę pojazdu nadal trzymając się za ręce. Gdy dotarli rozdzielili się, a Mulat uroczystym gestem podał przyjacielowi kask.
-Och dziękuję, dziękuję - powiedział wzruszonym tonem. Usiadł za Malikiem przylegając do niego o wiele ciaśniej, niż to było konieczne. Wyglądał jakby chciał, wniknąć w chłopaka, żeby stali się jednością.
-Dlaczego to robisz? - Zayn spytał śmiejąc się lekko. Odwrócił głowę, żeby uchwycić wzrokiem twarz zielonookiego, ale zamiast tego stuknął się z nim kaskiem.
-Zimno mi - odpowiedział z niewielkim uśmiechem, który towarzyszył mu od początku spotkania. Widzieli się na dobrą sprawę po raz pierwszy, ale zachowywali, jakby razem spędzili dzieciństwo. Naprawdę się przyjaźnili.
-Tak, tak. Jasne - mruknął muzułmanin, po czym ruszył z piskiem opon. -Tak bardzo homo - dodał na wydechu.
-Przeszkadza ci to?
-Oczywiście, że nie - uśmiechnął się.
Jechali zaledwie kilka minut, najwyżej dziesięć, ale mimo to wymówka Harry'ego okazała się być całkiem uzasadniona. Pogoda w czasie jazdy oziębiła się jeszcze bardziej, nastolatkowie na motorze stale smagani byli porywistym wiatrem, a gdy już prawie dojeżdżali zaczął siąpić niewielki deszcz, zaledwie mżawka, która po dwóch lub trzech minutach zamieniła się w prawdziwą ulewę. Zdążyli schować się w domu, ale i tak byli już lekko przemoczeni. Po chwili obserwowali przez okna jak z nieba lały się strugi deszczu, jakby ktoś wylewał na świat całe wiadra wody.
Mama Zayna okazała się być bardzo miłą, ciepłą kobietą. Nie przygarnęła na szczęście nowego gościa do swej piersi, ale zadbała, by wypili po dwa wielkie kubki mleka z miodem, aby się nie zaziębili*. Zrobili to siedząc w salonie i obserwując jak dwa spasione koty bawiły się włóczką.
Koty? Bardzo nie w stylu Zayna - pomyślał Harry, ale nie skomentował tego obiecując sobie w myślach, że spyta o to nastolatka potem. Poza tym Tricia przyniosła do pokoju syna dodatkowe ręczniki i koce.
-Przepraszam za nią - mruknął Zayn, gdy w końcu znaleźli się sam na sam. Położył się na łóżku na brzuchu wpatrując w przyjaciela, który usiadł na czarnym, eleganckim krześle obrotowym przy biurku. - Kiedy dowiedziała się, że mnie odwiedzisz i, że prawdopodobnie będziesz mieszkał w hotelu stwierdziła, że ,,tak nie może być" i uparła się, że zamieszkasz na ten czas tutaj. To taka słynna gościnność Malików - dodał z durnym, dumnym uśmieszkiem.
-Przecież twoja mama nie jest Malik. Przyjęła to nazwisko od twojego ojca - zauważył zielonooki, na co Mulat lekko się zirytował.
-Słuszna uwaga -stwierdził jednak po chwili przekręcając się na plecy. Widocznie jego złość nie trwała zbyt długo. - No nie ważne. Co chcesz robić? W tym mieście nie ma aż tak wielu rozrywek jak w Londynie, ale...
-Masz na myśli kluby dla gejów i lesbijek? - przerwał mu chłopak z nikłym uśmieszkiem.
-Właśnie - powiedział powoli przeciągając samogłoski, jakby na myśli miał coś dokładnie odwrotnego. - Ale może coś wymyślimy - dokończył.
-Najpierw chciałbym ci zadać pytanie, które nurtuje mnie od przestąpienia pięknego progu tego domu - powiedział poważnym, nieco tajemniczym tonem Styles.
-Słucham.
-Ty masz koty - parsknął śmiechem zginając się w pół. To nie było ani pytanie, ani stwierdzenie. Raczej coś, na co nie wymyślono jeszcze nazwy. - Zayn Malik ma kota?
Uniósł głowę, gdy poczuł, że został uderzony poduszką.
-Ja nie mam kotów. To dziewczynki je mają, ja się nimi w ogóle nie interesuję.
-W ogóle - powiedział, a w jego głosie słychać było pieszczotliwą odmianę kpiny.
-Taka prawda, Styles - wzruszył ramionami znowu wpatrując się w sufit. Harry po wejściu zauważył, że były na nim gwiazdki, które w nocy świeciły. Gemma miała kiedyś takie same w swoim pokoju. Je również mógłby wyśmiać, ale nie chciał w obawie, że przyjaciel tym razem mógłby się naprawdę zezłościć.
-Więc co chcesz robić? - spytał ponownie Mulat.
-Skoro nie macie tu klubu dla gejów, to może chociaż jakiś normalny... - powiedział zielonooki jakby od niechcenia.
-Rozumiem. Chcesz albo się najebać, albo kogoś zaliczyć. Może w całym Bradford znajdzie się jakiś koleś, który ochoczo rozstawi przed tobą nogi.
-Spoko. Wystarczy mi trochę alkoholu. I ty - dodał po namyśle odgrywając się, po czym odwrócił się plecami opierając nagie stopy na blacie biurka. Oczywiście tuż po przyjeździe musieli przebrać się w suche, ciepłe ciuchy.
-Chcesz mnie przelecieć słońce? - spytał. Wstał powoli z łóżka, po czym przejechał dłonią po zagłówku fotela na którym siedział jego przyjaciel.
-A czy ja coś takiego powiedziałem? - wzruszył ramionami patrząc na znajdujące się naprzeciw niego okno. Na. Nie przez. Nadal lało tak, że rozróżnienie czegoś innego niż kolory graniczyło z cudem a'la zmartwychwstanie Jezusa. Podejrzewał, że wyszczubienie nosa spowodowałoby przemoknięcie do suchej nitki, ale mimo to bardzo chciał się upić. Upić tak, że zapomniałby swojego imienia. Przy Louisie ostatniej nocy było to nie do końca możliwe. Louis. Zapomnienie o nim przy Zaynie było takie proste. Może tego mu potrzeba? Dobrego seksu? Żeby zapomnieć o kimś, kto wczoraj zdecydowanie wyglądał, jakby chciał go przelecieć, kto zdecydowanie wyglądał jak gej, ale kto zdecydowanie deklarował, że jest hetero. I nie chciał rozstać się z dziewczyną, która go zdradza. Harry potrząsnął lekko głową wprawiając w ruch swoje loki. Chciał wyrzucić te myśli ze swojej głowy i miał na to tylko jeden pomysł.
-Mam w dupie to, jak bardzo leje. Chcę iść na imprezę.
-Wiesz, że jeśli pójdę na imprezę, to mnie zamkną szybciej, niż zdążę powiedzieć, że jestem niewinny? Zapomniałeś o tym?
-Czemu mieliby to zrobić? - prychnął chłopak odwracając się, by popatrzeć na przyjaciela. - To absurd.
-Bo w mojej sytuacji dobrze by było, gdybym choć udawał, że jestem w żałobie. Chodzenie na imprezy to nie jest najlepszy pomysł.
-A słynna gościnność Malików? - uśmiechnął się tryumfalnie Harry, jakby już go przekonał do wyjścia z domu.
-Co? - zmarszczył brwi.
-Czy twoim obowiązkiem nie jest, aby oprowadzić mnie po najlepszych klubach w tym mieście i poznać z najgorętszymi chłopakami? - spytał. W tym miejscu pojawił się w jego myślach mokry Louis w samej koszulce i bokserkach siedzący na jego kroczu, ale wyrzucił szybko ten obraz z głowy. - Gościnność by tego wymagała - dodał.
-Okay - powiedział Malik pokonanym tonem. - Wygrałeś. Tylko pilnuj, żeby mnie nie przyłapali z narkotykami, bo wtedy to już koniec. Zabieraj ode mnie to świństwo z daleka.
-Och. Mam tu trochę tego świństwa.
***
Do jednego z klubów pojechali taksówką. Rozważali wzięcie samochodu, ale wtedy któryś z nich musiałby nie pić, a to mijało się z celem tej wyprawy. Właściwie to nie tylko mijało, ale omijało szerokim łukiem. Oczywiście mamie Zayna nie bardzo podobał się ten cały pomysł z imprezą, ale ostatecznie zgodziła się, kiedy Harry zaczął trzepotać rzęsami i wyrzucać z siebie potoki kłamstw.
Mimo ulewy na miejscu było sporo ludzi. Malik przedstawił zielonookiemu kilka swoich znajomych, między innymi braci Brooks i naprawdę dużo dziewczyn, których imion nie był w stanie spamiętać. Chyba był popularny i ludzie lubili go nawet mimo tych podejrzeń o zabójstwo. Może Zayn w tych esemesach przesadzał. W końcu usiedli razem na jednej z ciemnofioletowych kanap trzymając w dłoniach kieliszki. Przed nimi stało kilka butelek różnych trunków i szklanki. Niektóre już opróżnione przez siedzących wokoło przyjaciół Mulata, niektóre czekające na wypicie. Oczywiście w tym klubie nie sprzedawano alkoholu butelkami, ale surowy ton barmana nagle zniknął, gdy Harry wyciągnął gruby zwitek banknotów. I to nie o małych nominałach.
Tak więc siedzieli teraz w kilkanaścioro osób upijając się na koszt Stylesa. Ci bliźniacy, chyba Jai i Luke, albo coś w tym stylu i ich brat, którego imienia jednak nie mógł sobie przypomnieć, już jakiś czas temu pozbyli się koszulek. Było to zabronione, ale już i tak pili z butelek, więc nikt z ochrony nie zwrócił na to uwagi. Zresztą gdyby spróbował coś powiedzieć zostałby dyskretnie uciszony wepchniętymi w łapę pieniędzmi. Skoro dało się w ten sposób uciszyć ochroniarzy na lotniskach, to dało się też w zwykłym klubie, prawda?
W końcu gdy Harry nie mógł już prawie chodzić, a Zayn był w tylko odrobinę lepszym stanie zdecydowali się wyjść. Była trzecia, może czwarta w nocy. Na zewnątrz siąpił tylko lekki deszczyk, zimno jak cholera, ale oni są rozgrzani. Rozgrzani od tańczących w środku ciał, od alkoholu wlanego w siebie liczonego w litrach. Od wszystkiego. Jakaś miła dziewczyna, chyba Jade która wcześniej całowała się z chłopakiem o imieniu Damian wpycha ich brutalnie do taksówki. Zatrzaskując za nimi drzwi z głośnym hukiem. Może nie jest jednak taka miła. A może ten chłopak nazywał się Daniel? Nieważne.
Jadą w ciszy przerywanej nuceniem Stylesa jakiejś wesołej melodyjki. Nie zastanawiają się skąd dziewczyna znała adres Zayna, nie myślą o niczym. Po dojechaniu zachowują na tyle trzeźwości, że starają się być jak najciszej. Udaje się im nie budzić nikogo, aż w końcu oboje rzucają się na łóżko. Nieprzytomnie, z na wpół otwartymi oczami rozbierają się zostając tylko w bokserkach i wchodzą pod kołdrę. Ich twarze leżą niebezpiecznie blisko siebie, dyszą, a ich oddechy się łączą. Patrzą na siebie przez chwilę, aż w końcu Harry przesuwa głowę i łączy ich spierzchnięte wargi. Zayn nie oponuje, więc kładzie swoją dłoń na jego szyi i przyciąga bliżej. Ich usta zaczynają się powoli poruszać, aż zielonooki nieśmiało wsuwa swój język do ust przyjaciela. Mulat wydaje z siebie dziwny, jakby proszący, dźwięk, co Styles przyjmuje jako zachętę. Przyciska się do niego bardziej, kolano umieszcza między nogami nastolatka i jedzie nim w górę, po czym dociska się do jego krocza. Sprawił, że Zayn Hetero Malik jest twardy. I to za pomocą zwykłego całowania.
_________________________________________
*Polecam, Ewa Wachowicz. To mnie wyleczyło kiedyś z grypy, przysięgam.
jeezu co
OdpowiedzUsuńZayn i Harry
omfg sadfjgfjdjcvidhnvuishuiuhk / luuvmyheroes
wspaniały, nie mogę się doczekać następnego x @ineedlarreh
OdpowiedzUsuńHarry i Zayn DFHWERGGHEFCBFECBRG *o*
OdpowiedzUsuńZayn tak bardzo hetero >>>>>>
hahahahaha :D
Rozdział super ! (:
do następnego xx
@boomixer_
* @boobmixer_
Usuńjeeeej :o to jest świetne
OdpowiedzUsuń@girl_lovesdraco
Ale, że Harry i Zayn, że oni serio ale, że tak ten?!
OdpowiedzUsuń@nakedxash
Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńNo nieee w takim momencie. Mam nadzieję,że będziesz to ciągnąć w kolejnym rozdziale ;p I przydałoby się trochę wiecej o tym morderstwie Perrie .
OdpowiedzUsuńomg zarry >>>>>>
OdpowiedzUsuńciekawe co na to lou hahah
nie mogę się doczekać następnego kjsdhfdsjksfdg
@ahmyHazz
nie, harry i zayn nie mogą być razem oki? hazz ma być z louisem. + świetny rozdział
OdpowiedzUsuńo kurwa jazda!!!!!!
OdpowiedzUsuńczemu taki krotki :( juz nie moge sie doczekac nastepnego!
OdpowiedzUsuń@tropicshazza
haa juz jest 12 komentarzy czekam na nastepny xx
OdpowiedzUsuńesej! czemu w takin momencie?!
OdpowiedzUsuńZarry są zajebiście razem :D
Co z tą sprawą morderstwa? ggsfvdjxrg
Kiedy przeczytałam o braciach Brooks zaczęłam się szczerzyć jak debil XD
Czekam na następny!
@PolishCurls
Zarry <3333
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, nie mogę się doczekać kolejnego x
@fallensoul19
Uuuuu...ale się dzieje!!!! Nigdy jakoś nie lubiłam motywu Zarrego, ale tu jest on niesamowity! I dziękuję ci bardzo za to :* tylko nie podoba mi się to, że biedny Louis chyba się o tym kiedyś będzie musiał dowiedzieć...oczywiście ja ci nic nie sugeruje (znowu :P)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny skarbie ;)