Możecie mnie zabić jeśli chcecie, nie będę stawiała oporów.
_____________________________________
Louis zmarszczył brwi robiąc krok do tyłu.
_____________________________________
Louis zmarszczył brwi robiąc krok do tyłu.
-Nie wiem dlaczego to zrobił, chciałbym z nim porozmawiać - powiedział próbując nie zwracać uwagi na to, jak obraził go pan Styles.
-Dlaczego miałbym cię wpuścić? - Des zwęził oczy, jakby Louis był wybitnie podejrzanym indywiduum.
-A dlaczego wpuszcza pan innych kolegów Harry'ego?
-Nikt tutaj nie przychodził. Do dzisiaj.
-Och - powiedział chłopak nagle zasępiony. Po sekundzie usłyszał czyjeś szybkie kroki na schodach. Harry.
-Tato, wpuść go - powiedział cicho. Już nie płakał, ale oczy miał zaczerwienione i bardziej niż zwykle zachrypnięty głos. No i w jego oczach nie dało się dostrzec ani obojętności, ani złości, jak to było zazwyczaj.
Des niechętnie odsunął się od wejścia przepuszczając Louisa. Chłopak nieśmiało zrobił kilka niewielkich kroków przekraczając próg. Pierwszy raz był w domu Harry'ego, więc zaczął się rozglądać starając się przy tym, by nie było to nietaktowne. Rodzina Styles'ów zdecydowanie mieszkała w luksusach, aż dziwne, że Louis nigdy nie zastanawiał się nad tym, dlaczego chłopak z zielonymi oczami zawsze pachniał perfumami najdroższych firm i miał na sobie ciuchy najbardziej znanych marek. Nie, żeby Harry'ego obchodziło to, czy dobrze wygląda, czy nie. Po prostu.
Kiedy oboje wchodzili po schodach Des obrzucił ich niechętnym spojrzeniem. Zdecydowanie nie podobał mu się ten kolega jego syna. Miał zbyt miły uśmiech. I zbyt dobrze ułożone włosy. I ogólnie był zbyt ładny jak na kogoś, kto mógł być tylko ,,kolegą". Ale może się mylił? Oczywiście wolał, żeby Harry przyjaźnił się z przeciętnymi nastolatkami, ale cóż zrobić, lepszy rydz niż nic. Może dzięki niemu chłopak będzie szczęśliwszy? Częściej będzie się uśmiechał? Przestanie wypominać mu zdrady? Des miał taką nadzieję.
***
Harry poprowadził Louisa korytarzem nawet się nie odwracając. Kiedy dotarli do drzwi po prostu je otworzył i przez nie przeszedł zostawiając je otwarte, aby chłopak mógł wejść. Zielonooki usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach i lekko ją przecierając. Louis nie wiedział co powiedzieć. Stał tylko z lekko rozchylonymi ustami i nieco zmarszczonymi brwiami, w końcu jednak podszedł do Harry'ego i przykucnął przy nim, jak wcześniej. Spróbował jakimś cudem zajrzeć mu w oczy nie dotykając go przy tym, ale się nie udało.
-Harry - zaczął zbolałym głosem, ale chłopak się nie poruszył. - Cokolwiek zrobiłem - przepraszam.
-Powtarzasz się - zaśmiał się ponuro i ochryple Harry przecierając wierzchem dłoni policzki. Louis popatrzył na niego trochę ze strachem, a trochę z troską, ale po chwili spuścił wzrok.
-Wiem i za to też cię przepraszam.
-Nie za dużo tych przeprosin? Po co się kajać za coś, co nie jest naszą winą? Jakim cudem miałbyś się domyślić, że tak dziwnie zareaguję na głupią, nic nie znaczącą piosenkę? Twoje przeprosiny są szczere i wiem o tym, ale całkowicie niepotrzebne.
Louis nie wiedział jak zareagować. Z jednej strony czuł się urażony słowami Harry'ego, a z drugiej musiał przyznać mu rację.
-Ja... - zaczął.
-Dlaczego zadzwoniłeś do drzwi? Czemu tu w ogóle przyszedłeś? Czemu mnie nie olałeś? Czemu nie możesz po prostu stąd wyjść i przestać się mną interesować do cholery?
Louis ponownie spuścił oczy i oparł wzrok na swoich dłoniach, które wyginał w zdenerwowaniu zastanawiając się nad odpowiedzią. Co mógł mu powiedzieć? Zrobiłem to, bo chcę zobaczyć nagich Nialla i Liam'a wskakujących do basenu szanownej pani dyrektor? Zrobiłem to, bo mi na tobie zależy? Bo cię kocham? Bo nie chcę, żeby Kirkland widziała mnie nago? Bo mi się podobasz? Bo dawno się z nikim nie pieprzyłem, a ty akurat jesteś ładny, wolny i pod ręką? Wszystkie te pytania były bardziej lub mniej zgodne z prawdą, ale z całą pewnością nie wchodziły w grę.
-Ja po prostu... nie lubię kiedy komuś jest smutno z mojego powodu - wydusił w końcu z siebie nie przestając bawić się swoimi szczupłymi palcami. Wyglądał na naprawdę zakłopotanego, ale miał nadzieję, że Harry uzna, że jest taki z powodu zadanych mu pytań, a nie dlatego, że nie mógł powiedzieć prawdy.
-Przyzwyczaisz się - mruknął chłopak nadal garbiąc się i uporczywie wpatrując w swoje kolana.
-Dlaczego zgodziłeś się, żebym zaśpiewał piosenkę, którą napisałeś dla swojej mamy? - spytał delikatnym głosem Louis starając się by nie zabrzmieć zbyt wścibsko i usilnie pragnąc, by zielonooki nie zauważył jak usilnie pragnął zmienić temat. - Dlaczego zwyczajnie nie powiedziałeś nie?
Harry ponownie przetarł swymi dużymi dłońmi twarz.
-Nie wiem - odpowiedział szczerze. - Nie mam zielonego pojęcia. Jestem kompletnym idiotą, nigdy nie powinienem się na to godzić. Nigdy. To było bardzo, bardzo, bardzo, bardzo głupie. Po prostu myślałem, że jestem już na tyle silny, by... Zapomnij.
-By?
-Nie każ mi tego mówić. Tylko jedna osoba na całym świecie wie o tym i chciałbym, by tak zostało.
-Ale... dlaczego? Możesz mi zaufać. Wiem, że straciłeś matkę, to musiało być dla ciebie bardzo trudne, nie ma się czego wstydzić - powiedział Louis i sam dokładnie wiedział, jak dennie to zabrzmiało. Nigdy w życiu nie przyznałby się przed nikim, że był dosyć sentymentalny, a co dopiero ten ponury Styles z oczami zabójcy. Już był nieźle zdziwiony, że Harry w ogóle kiedykolwiek płakał, a już nigdy przenigdy nie spodziewałby się, że chłopak zacznie mu mówić o swoich uczuciach. To było zwyczajnie niemożliwe. Absolutnie niemożliwe.
Harry prychnął na jego słowa, ale sytuacja poprawiła się na tyle, że przestał się garbić i dumnie uniósł wzrok. Jego czy już się nie szkliły, były jednak lekko zamglone, może nieco ciemniejsze niż zazwyczaj. W każdym razie nie błyszczały, a to był nienajlepszy znak.
-I na prawdę tak myślisz? Że mogę ci zaufać? Że nagle po tylu latach spędzonych w jednej klasie i całkowitym niezwracaniu na siebie uwagi zaczniemy się przyjaźnić? Nie sądziłem, że jesteś aż tak naiwny - Harry zaczął odzyskiwać pewność siebie i swój cynizm, a to zdecydowanie nie było dobre dla Louisa. - Że mogę ci zaufać - zaśmiał się ponuro. Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie i Tomlinson nie mógł rozszyfrować co się kryło pod tym prostym, złożonym z czterech słów zdaniu. I co się kryło pod tym dziwnym, ale wciąż pięknym, tajemniczym uśmiechem.
-Dlaczego uważasz, że nie możesz tego zrobić? Jestem kimś podejrzanym, złym, z przestępczą przeszłością, że tak twierdzisz?
-Mam inne powody - odpowiedział chłopak wyglądając, jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. Ta sytuacja była dziwna i bardzo niekomfortowa dla Louisa. Harry wciąż miał przyodziany ten intrygujący uśmieszek pedofila, a szatyn bardzo chciał wiedzieć o co mu chodzi. Bardzo.
-Jakie? - spytał dociekliwie orientując się, że nadal kuca przy zielonookim. Nogi bardzo go bolały, bo ta pozycja, bądź co bądź, była niewygodna, ale wcześniej na to nie zważał zbyt zajęty rozmową ze Styles'em.
Wstał z ciężkim westchnięciem i Harry teraz wpatrywał się nieco poniżej jego klatki piersiowej, ale nie uniósł głowy tak, aby spojrzeć mu w twarz, chociaż nie miałby z tym większego problemu. To było śmieszne, jak niski był w porównaniu do bruneta.
Idealnie, by wtulić się w jego tors i złożyć słodki pocałunek na ustach - pomyślał Louis, ale szybko potrząsnął głową usiłując wyrzuć tę myśl ze swojej głowy. Harry nie był jego, Harry był... no właśnie. Harry najprawdopodobniej był niczyj i Louisowi bardzo to odpowiadało, ale nadal nie zmieniało to faktu, że Styles prawdopodobnie go nie lubił. Chociaż zaśpiewał mu piosenkę. Chociaż chciał usłyszeć jego głos. Chociaż wpuścił go do swojego domu. Chociaż prawie mu się zwierzył. Dobra. Może nie do końca go nie lubił, ale na pewno nie był nim zainteresowany... W TEN konkretny sposób oczywiście. I trochę szkoda, że Tomlinson w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że zielonooki podziwiał w tej chwili jego lekko rysujące się pod koszulką mięśnie i zastanawiał jak przyjemnie byłoby przejechać po nich palcami. Albo językiem. I jak cudownie byłoby zostawić nieco wyżej, na obojczyku dużą malinkę, jako znak, że Louis jest zajęty. Chwila moment. Louis był zajęty. Przez Eleanor. Eleanor Calder. Calder. Calder Eleanor. Eleanor dziewczyna Calder. Dziewczyna. Louis miał dziewczynę. Nie chłopaka. Dziewczynę. Ładną dziewczynę bez charyzmy, ale za to z dobrym stylem.
-Odpowiesz mi jakie? - ponowił pytanie Louis orientując się, że Harry nie miał zamiaru odpowiedzieć.
-Nie, raczej nie - jego głos odzyskał już normalne, głębokie brzmienie.
-Czemu?
-Bo nie mam ochoty mówić o swoich uczuciach?
-Więc będziesz to w sobie dusił?
-Właśnie tak - odpowiedział Styles z uśmiechem unosząc do góry głowę.
-Nie sądzisz, że to nienajlepsza taktyka?
-Obecnie jedyna jaką mam. Będę się jej trzymał jak tonący brzytwy.
-A nie lepiej byłoby... no nie wiem... wygadać się komuś?
-I tym kimś miałbyś być ty?
-Właśnie.
-Nie wydaje mi się.
-Dlaczego?
-Daj spokój - prychnął Harry. - Rozmawiamy ze sobą, tak trochę, od kilku godzin, nie wydajesz mi się być odpowiednim kandydatem na rozmówcę, słońce.
-Ale możesz się mylić.
-Nikt nie jest nieomylny.
-Więc dlaczego mi nie zaufasz? - Louis zniżył twarz tak, aby znajdowały się one na tym samym poziomie.
-Bo nie mam do tego jakichkolwiek podstaw? Naprawdę, Louis, weź zacznij myśleć logicznie i nie kłóć się ze mną, bo nie wygrasz. Logiczne myślenie to bardzo przydatna umiejętność. Powinieneś spróbować choć od czasu do czasu.
-Właśnie myślę i myślę, i nie potrafię zrozumieć twojego punktu widzenia.
-Bo nie masz wyobraźni. Zresztą dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy? Czemu tak bardzo cię obchodzi co ja czuję? Czyżby ci na mnie zależało.
Louis głośno przełknął ślinę.
Des niechętnie odsunął się od wejścia przepuszczając Louisa. Chłopak nieśmiało zrobił kilka niewielkich kroków przekraczając próg. Pierwszy raz był w domu Harry'ego, więc zaczął się rozglądać starając się przy tym, by nie było to nietaktowne. Rodzina Styles'ów zdecydowanie mieszkała w luksusach, aż dziwne, że Louis nigdy nie zastanawiał się nad tym, dlaczego chłopak z zielonymi oczami zawsze pachniał perfumami najdroższych firm i miał na sobie ciuchy najbardziej znanych marek. Nie, żeby Harry'ego obchodziło to, czy dobrze wygląda, czy nie. Po prostu.
Kiedy oboje wchodzili po schodach Des obrzucił ich niechętnym spojrzeniem. Zdecydowanie nie podobał mu się ten kolega jego syna. Miał zbyt miły uśmiech. I zbyt dobrze ułożone włosy. I ogólnie był zbyt ładny jak na kogoś, kto mógł być tylko ,,kolegą". Ale może się mylił? Oczywiście wolał, żeby Harry przyjaźnił się z przeciętnymi nastolatkami, ale cóż zrobić, lepszy rydz niż nic. Może dzięki niemu chłopak będzie szczęśliwszy? Częściej będzie się uśmiechał? Przestanie wypominać mu zdrady? Des miał taką nadzieję.
***
Harry poprowadził Louisa korytarzem nawet się nie odwracając. Kiedy dotarli do drzwi po prostu je otworzył i przez nie przeszedł zostawiając je otwarte, aby chłopak mógł wejść. Zielonooki usiadł na łóżku chowając twarz w dłoniach i lekko ją przecierając. Louis nie wiedział co powiedzieć. Stał tylko z lekko rozchylonymi ustami i nieco zmarszczonymi brwiami, w końcu jednak podszedł do Harry'ego i przykucnął przy nim, jak wcześniej. Spróbował jakimś cudem zajrzeć mu w oczy nie dotykając go przy tym, ale się nie udało.
-Harry - zaczął zbolałym głosem, ale chłopak się nie poruszył. - Cokolwiek zrobiłem - przepraszam.
-Powtarzasz się - zaśmiał się ponuro i ochryple Harry przecierając wierzchem dłoni policzki. Louis popatrzył na niego trochę ze strachem, a trochę z troską, ale po chwili spuścił wzrok.
-Wiem i za to też cię przepraszam.
-Nie za dużo tych przeprosin? Po co się kajać za coś, co nie jest naszą winą? Jakim cudem miałbyś się domyślić, że tak dziwnie zareaguję na głupią, nic nie znaczącą piosenkę? Twoje przeprosiny są szczere i wiem o tym, ale całkowicie niepotrzebne.
Louis nie wiedział jak zareagować. Z jednej strony czuł się urażony słowami Harry'ego, a z drugiej musiał przyznać mu rację.
-Ja... - zaczął.
-Dlaczego zadzwoniłeś do drzwi? Czemu tu w ogóle przyszedłeś? Czemu mnie nie olałeś? Czemu nie możesz po prostu stąd wyjść i przestać się mną interesować do cholery?
Louis ponownie spuścił oczy i oparł wzrok na swoich dłoniach, które wyginał w zdenerwowaniu zastanawiając się nad odpowiedzią. Co mógł mu powiedzieć? Zrobiłem to, bo chcę zobaczyć nagich Nialla i Liam'a wskakujących do basenu szanownej pani dyrektor? Zrobiłem to, bo mi na tobie zależy? Bo cię kocham? Bo nie chcę, żeby Kirkland widziała mnie nago? Bo mi się podobasz? Bo dawno się z nikim nie pieprzyłem, a ty akurat jesteś ładny, wolny i pod ręką? Wszystkie te pytania były bardziej lub mniej zgodne z prawdą, ale z całą pewnością nie wchodziły w grę.
-Ja po prostu... nie lubię kiedy komuś jest smutno z mojego powodu - wydusił w końcu z siebie nie przestając bawić się swoimi szczupłymi palcami. Wyglądał na naprawdę zakłopotanego, ale miał nadzieję, że Harry uzna, że jest taki z powodu zadanych mu pytań, a nie dlatego, że nie mógł powiedzieć prawdy.
-Przyzwyczaisz się - mruknął chłopak nadal garbiąc się i uporczywie wpatrując w swoje kolana.
-Dlaczego zgodziłeś się, żebym zaśpiewał piosenkę, którą napisałeś dla swojej mamy? - spytał delikatnym głosem Louis starając się by nie zabrzmieć zbyt wścibsko i usilnie pragnąc, by zielonooki nie zauważył jak usilnie pragnął zmienić temat. - Dlaczego zwyczajnie nie powiedziałeś nie?
Harry ponownie przetarł swymi dużymi dłońmi twarz.
-Nie wiem - odpowiedział szczerze. - Nie mam zielonego pojęcia. Jestem kompletnym idiotą, nigdy nie powinienem się na to godzić. Nigdy. To było bardzo, bardzo, bardzo, bardzo głupie. Po prostu myślałem, że jestem już na tyle silny, by... Zapomnij.
-By?
-Nie każ mi tego mówić. Tylko jedna osoba na całym świecie wie o tym i chciałbym, by tak zostało.
-Ale... dlaczego? Możesz mi zaufać. Wiem, że straciłeś matkę, to musiało być dla ciebie bardzo trudne, nie ma się czego wstydzić - powiedział Louis i sam dokładnie wiedział, jak dennie to zabrzmiało. Nigdy w życiu nie przyznałby się przed nikim, że był dosyć sentymentalny, a co dopiero ten ponury Styles z oczami zabójcy. Już był nieźle zdziwiony, że Harry w ogóle kiedykolwiek płakał, a już nigdy przenigdy nie spodziewałby się, że chłopak zacznie mu mówić o swoich uczuciach. To było zwyczajnie niemożliwe. Absolutnie niemożliwe.
Harry prychnął na jego słowa, ale sytuacja poprawiła się na tyle, że przestał się garbić i dumnie uniósł wzrok. Jego czy już się nie szkliły, były jednak lekko zamglone, może nieco ciemniejsze niż zazwyczaj. W każdym razie nie błyszczały, a to był nienajlepszy znak.
-I na prawdę tak myślisz? Że mogę ci zaufać? Że nagle po tylu latach spędzonych w jednej klasie i całkowitym niezwracaniu na siebie uwagi zaczniemy się przyjaźnić? Nie sądziłem, że jesteś aż tak naiwny - Harry zaczął odzyskiwać pewność siebie i swój cynizm, a to zdecydowanie nie było dobre dla Louisa. - Że mogę ci zaufać - zaśmiał się ponuro. Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie i Tomlinson nie mógł rozszyfrować co się kryło pod tym prostym, złożonym z czterech słów zdaniu. I co się kryło pod tym dziwnym, ale wciąż pięknym, tajemniczym uśmiechem.
-Dlaczego uważasz, że nie możesz tego zrobić? Jestem kimś podejrzanym, złym, z przestępczą przeszłością, że tak twierdzisz?
-Mam inne powody - odpowiedział chłopak wyglądając, jakby usilnie się nad czymś zastanawiał. Ta sytuacja była dziwna i bardzo niekomfortowa dla Louisa. Harry wciąż miał przyodziany ten intrygujący uśmieszek pedofila, a szatyn bardzo chciał wiedzieć o co mu chodzi. Bardzo.
-Jakie? - spytał dociekliwie orientując się, że nadal kuca przy zielonookim. Nogi bardzo go bolały, bo ta pozycja, bądź co bądź, była niewygodna, ale wcześniej na to nie zważał zbyt zajęty rozmową ze Styles'em.
Wstał z ciężkim westchnięciem i Harry teraz wpatrywał się nieco poniżej jego klatki piersiowej, ale nie uniósł głowy tak, aby spojrzeć mu w twarz, chociaż nie miałby z tym większego problemu. To było śmieszne, jak niski był w porównaniu do bruneta.
Idealnie, by wtulić się w jego tors i złożyć słodki pocałunek na ustach - pomyślał Louis, ale szybko potrząsnął głową usiłując wyrzuć tę myśl ze swojej głowy. Harry nie był jego, Harry był... no właśnie. Harry najprawdopodobniej był niczyj i Louisowi bardzo to odpowiadało, ale nadal nie zmieniało to faktu, że Styles prawdopodobnie go nie lubił. Chociaż zaśpiewał mu piosenkę. Chociaż chciał usłyszeć jego głos. Chociaż wpuścił go do swojego domu. Chociaż prawie mu się zwierzył. Dobra. Może nie do końca go nie lubił, ale na pewno nie był nim zainteresowany... W TEN konkretny sposób oczywiście. I trochę szkoda, że Tomlinson w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że zielonooki podziwiał w tej chwili jego lekko rysujące się pod koszulką mięśnie i zastanawiał jak przyjemnie byłoby przejechać po nich palcami. Albo językiem. I jak cudownie byłoby zostawić nieco wyżej, na obojczyku dużą malinkę, jako znak, że Louis jest zajęty. Chwila moment. Louis był zajęty. Przez Eleanor. Eleanor Calder. Calder. Calder Eleanor. Eleanor dziewczyna Calder. Dziewczyna. Louis miał dziewczynę. Nie chłopaka. Dziewczynę. Ładną dziewczynę bez charyzmy, ale za to z dobrym stylem.
-Odpowiesz mi jakie? - ponowił pytanie Louis orientując się, że Harry nie miał zamiaru odpowiedzieć.
-Nie, raczej nie - jego głos odzyskał już normalne, głębokie brzmienie.
-Czemu?
-Bo nie mam ochoty mówić o swoich uczuciach?
-Więc będziesz to w sobie dusił?
-Właśnie tak - odpowiedział Styles z uśmiechem unosząc do góry głowę.
-Nie sądzisz, że to nienajlepsza taktyka?
-Obecnie jedyna jaką mam. Będę się jej trzymał jak tonący brzytwy.
-A nie lepiej byłoby... no nie wiem... wygadać się komuś?
-I tym kimś miałbyś być ty?
-Właśnie.
-Nie wydaje mi się.
-Dlaczego?
-Daj spokój - prychnął Harry. - Rozmawiamy ze sobą, tak trochę, od kilku godzin, nie wydajesz mi się być odpowiednim kandydatem na rozmówcę, słońce.
-Ale możesz się mylić.
-Nikt nie jest nieomylny.
-Więc dlaczego mi nie zaufasz? - Louis zniżył twarz tak, aby znajdowały się one na tym samym poziomie.
-Bo nie mam do tego jakichkolwiek podstaw? Naprawdę, Louis, weź zacznij myśleć logicznie i nie kłóć się ze mną, bo nie wygrasz. Logiczne myślenie to bardzo przydatna umiejętność. Powinieneś spróbować choć od czasu do czasu.
-Właśnie myślę i myślę, i nie potrafię zrozumieć twojego punktu widzenia.
-Bo nie masz wyobraźni. Zresztą dlaczego aż tak bardzo ci na tym zależy? Czemu tak bardzo cię obchodzi co ja czuję? Czyżby ci na mnie zależało.
Louis głośno przełknął ślinę.
Rozdział asdfghjkl *,*
OdpowiedzUsuńDobrze Hazz trzymaj go :D
Do następnego x
@cutiemix_x
zajebisty @xXxLouehxXx
OdpowiedzUsuńGenialny @miauczex
OdpowiedzUsuńWspaniały
OdpowiedzUsuńJeżeli Hazz bd zadawał więcej pytań tj na końcu rozdziału to Lou w końcu "pęknie"
cudowny rozdział
do następnego (oby był szybciej;))
@bicz_plisss
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuń@girl_lovesdraco
No i ciekawe co Louis powie ;d Super rozdział. Do następnego ;)
OdpowiedzUsuńPoważnie? Piszesz "na prawdę"? Powinno być razem, poprawnie jest "naprawdę", Błagam, popraw to. Opowiadanie jest na razie dobre, ale ten jeden błąd po prostu boli.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, nie wiem czemu popełniłam taki błąd, sama pewnie zareagowałabym podobnie, gdyby ktoś go zrobił. Poprawiłabym go, gdybym wiedziała gdzie jest, bo niestety go nie znalazłam.
UsuńHej, dopiero zaczęłam czytać i uważam że jest cudowne i wgl hgsdhgrjddkgii :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
@chasing_cloud